Majowa alergia

Sezon alergiczny to nie przelewki. Trzeba uważać, bo alergeny szturmują cierpliwość człowieka bez znieczulenia. System odpornościowy jest narażony na ciągłe ataki, a szczyt ofensywy przypada zawsze na wakacje, chociaż wojna podjazdowa zaczyna się już w maju. To właśnie wtedy ujawniają się pierwsze alergeny, bo wszystko zaczyna kwitnąć. Wszystko. Rośliny, kłamliwie i nieodpowiedzialne wypowiedzi polityków, drzewa, ilość promili w organizmach kierowców wracających z majówki, krzewy, sińce pod oczami niewyspanych maturzystów. Jest pięknie. Wiosna w pełnej krasie. Nic, tylko oddychać pełną piersią. No chyba, że ktoś ma alergię, przechodzącą w astmę i dusi się na sam widok majowych wspaniałości. Wtedy pozostaje wstrzymać oddech do jesieni. Lepiej nie będzie, ale jak to mawiał towarzysz Winnicki – gorzej też nie będzie, bo jakby miało być, to już by było. Ot, komunistyczny sposób na walkę z alergią.

Żeby nie było tak defetystycznie, warto dostrzegać też jasne strony. A właściwie jaskrawe. Jakby to powiedziała Krystyna Czubówna – gatunki najbardziej jadowite cechuje jaskrawe ubarwienie. I tutaj kryje się niebezpieczeństwo. Na dworze pełno jaskrawych barw, więc z czasem człowiek przestaje zwracać na nie uwagę. Alergeny tylko na to czekają. Kilka przykładów takich uczulających czynników już sobie wymieniliśmy, ale w związku z tym, że żyjemy w demokratycznym państwie, każdy może być uczulony, na co chce. Tak więc w miejsce pijanych kierowców i zmęczonych maturzystów, można wpisać ilość szkodliwych substancji w organizmie po zjedzeniu czterech kiełbas z grilla i wypiciu dwóch czteropaków lub zapytać sąsiada, czy w trakcie majówki granie disco-polo do trzeciej w nocy jest odprężające. Z drugiej strony może lepiej nie pytać, bo jeśli się okaże, że sąsiad jest uczulony na sąsiada, to może dojść do reakcji alergicznej…

I co tu robić? Ano, żyć dalej. Tylko najsilniejsi przetrwają. Najsmutniejsze jest to, iż te nasze majowo-wakacyjne alergeny tak spowszedniały, że część ludzi nie widzi w tym problemu. Jasne, na pewne rzeczy nie ma wpływu, ale skoro tak, to na część spraw wpływ już mamy. I najważniejsze pytanie brzmi, co z tym robimy? Ano różnie. Niektórzy oglądają Eurowizję, inni rozpalają grilla, a jeszcze inni wsiadają za kółko po kilku piwkach. Najgorzej mają maturzyści. Oświata jest w zasadzie niereformowalna, więc zmęczenie i stres muszą wpisać sobie w koszty, których nikt im już nie zwróci. Dobrze, iż są jeszcze osoby, które walczą z alergenami, obsiadającymi naszą rzeczywistość. Walka to ciężka i nieraz beznadziejna, ale warta zachodu. Na końcu, mimo porażki, czekają: satysfakcja i słowa naszej Niezłomnej Inki, która powie, że zachowaliśmy się jak trzeba.

Mateusz Bednarek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*