Ludzie, o których warto pamiętać…

0012Człowiek nie rozwinie w pełni swojego człowieczeństwa

i swej osobowości, jeśli będzie tylko

myślał dobrze i pragnął dobrze,

a nie będzie czynił dobrze.

 

(Stefan Wyszyński – kardynał) 

 

Krótka opowieść o dobrym człowieku (25. II. 1902, Kamień Śląski – 20 XI. 1984, Czerwionka) 

Aleksander Kołodziej urodził się 25. lutego 1902 roku. Był półsierotą z wielodzietnej rodziny, wychowanym bez ojca, który zginął tragicznie podczas prac w kamieniołomie. Wyrósł jednak na człowieka godnego i prawego.

Już jako dziecko wyróżniał się wśród rówieśników wyjątkową inteligencją, był sprytny, niezwykle chętny do nauki. Te cechy sprawiły, że został wkrótce wyznaczony przez wychowawczynię i wybrany przez „grafa*” do czyszczenia butów paniczom. (Patrz cytat: publikacja książkowa „Pamiętajcie o… ludziach i cmentarzach” aut.: Edward J. Pyka, s. 80). Niedługo potem miało się okazać, że „służący” przewyższał wiedzą i inteligencją swoich panów. Zwolniono więc młodego Aleksandra z obowiązku „służenia” i stał się osobą, pomagającą paniczom w nauce. Wielce rad z tej roli, czerpał także z tej funkcji wiele korzyści dla siebie. W wolnych chwilach miał możliwość korzystania z bogato wyposażonej biblioteki, z czego kontent był niezmiernie…

Praca korepetytora przynosiła jemu i osieroconej rodzinie określone zyski. Wielmożna pani dziedziczka – zadowolona z pracy młodego Aleksandra, który wkładał ogromny wysiłek w dokształcanie ale też i należyte wychowanie paniczów, obdarowywała rodzinę Kołodziejów sowicie. Kiedy nadchodziła odpowiednia pora, pod dom Kołodziejów zajeżdżał wóz pełen płodów rolnych. Dziedziczka pamiętała także o ubraniach dla dzieci, tak więc dzięki wysiłkowi, ale też dobroci serca, Aleksander zapewniał swojej rodzinie dostatek.

Jako najstarszy syn, zmuszony został do zastąpienia rodzeństwu ojca. Aleks skończył szkołę powszechną, acz o dalszej nauce mowy być nie mogło, nad czym bardzo ubolewał. Sytuacja rodzinna zmusiła Aleksa do podjęcia pracy. Wolne chwile spędzał na lekturze ulubionych książek i sam – jak mógł – zgłębiał wiedzę.

0010

Na ślubie starszego syna Gertrudy

Czasy, w których przyszło żyć młodemu Kołodziejowi, były bardzo niespokojne. Wkrótce wybuchły Powstania Śląskie, a on jako „jeden z najmłodszych brał w nich aktywny udział*”. Wkrótce Aleksander został zmuszony do opuszczenia swojego rodzinnego Kamienia Śląskiego, który pozostał po stronie niemieckiej. Aby uniknąć prześladowań – przeniósł się do Polski. Osiadł na krótko w Rudzie Śląskiej, tam podjął pracę w miejscowym urzędzie pocztowym. Praca urzędnika bardzo mu odpowiadała, wkrótce jednak pojawiły się problemy. Aleks nie posiadał odpowiedniego wykształcenia – utrata upragnionej pracy wisiała na włosku…

Dzięki pomocy życzliwych mu ludzi, którzy upatrywali w Kołodzieju niezwykle dobrego i uczciwego człowieka – już w tym czasie uchodzącego za wzór godnego i prawego – Aleksowi został umożliwiony dostęp do egzaminu państwowego w Warszawie, który – co należy podkreślić – jako samouk zdał z wynikiem celującym!

Z końcem lat 20. XX w. przeniósł się do Przyszowic (koło Gliwic). Tam podjął pracę w powstającej właśnie placówce poczty, zostając wkrótce jej naczelnikiem. Już niebawem dał się poznać jako niezwykle dobry, miły i uczynny człowiek. Nigdy nie zdarzyło się, aby komuś odmówił pomocy. Dowiedziawszy się, że ciężki los dotknął państwa Lisków (u których to stołował się był Aleks w Rudzie Śląskiej), bowiem ciężko zachorował mąż gospodyni, nie zastanawiał się ni chwili i natychmiast ściągnął całą rodzinę do Przyszowic.

Niecodzienna obietnica 

Podczas gdy ojciec rodziny ciężko chorował, Aleks zapewnił państwu Liskom nie tylko dach nad głową ale i godne życie. Można w tym miejscu zacytować słynne powiedzenie Johanna Wolfganga von Goethe: Człowiek niech będzie szlachetny, pomocny bliźnim, dobry. Bo tylko wtedy jest inny od wszystkich znanych istot. Z pewnością Aleksander Kołodziej należał do grupy ludzi, którzy kroczyli w życiu, posługując się tą właśnie prawdą… Rodzinie z trojgiem dzieci zapewnił utrzymanie, a umierającemu ojcu obiecał na łożu śmierci, że dalej będzie opiekował się pozostałymi.

Kołodziej słowa dotrzymał i zrobił coś więcej. Ożenił się z 12 lat od siebie starszą wdową, Agnieszką Lisek. Przybrane dzieci wychowali wspólnie, a on sam zadbał o to, by wszystkie otrzymały należne wykształcenie. Na początku wynajmowali niewielkie mieszkanie przy ulicy Ogrodowej w Przyszowicach. Po ślubie, który odbył się w roku 1937, przeprowadzili się do mieszkania Aleksa, tam rodzina zajmowała całe piętro. Sobie Aleksander zostawił niewielki pokoik, służący mu jako gabinet. Tam też spędzał każdą wolną chwilę na swoim ulubionym zajęciu, którym było czytanie wszystkiego, co wpadło mu w ręce. Dbał by rodzinie nie brakowało niczego. Sam, niczym magnat śląski, Karol Godula, zadowalał się zsiadłym mlekiem i ziemniakami. Żył bardzo skromnie. W bogatych zbiorach wszelakiej „maści” publikacji, jakie posiadał, nie mogło zabraknąć historii Polski i dziejów Śląska.

0011

Aleks z żoną podczas wakacji

Rok 1939 – koniec marzeń 

Podczas okupacji niemieckiej Aleksander Kołodziej został zdegradowany z zajmowanego stanowiska i przeniesiony do Czerwionki. Dziwnym, acz szczęśliwym, zbiegiem okoliczności tam doczekał końca wojny. Po wojnie wrócił do swojego ulubionego zawodu i został ponownie naczelnikiem poczty. Radość trwała jednak krótko. Wkrótce dużo starsza od niego, ukochana żona Agnieszka, umarła. Aleksander bardzo ciężko znosił śmierć żony, codziennie odwiedzał cmentarz. Bardzo trudno było mu się pogodzić z utratą osoby najbliższej sercu. Rodzina, widząc cierpienie Aleksa, doradziła mu, by ożenił się powtórnie, co pozwoli zapomnieć choć trochę o tragedii, która go spotkała.

Aleks okazuje dobre serce po raz drugi 

Będąc naczelnikiem poczty przysłuchiwał się m.in. rozmowie jednej z pracownic, która opowiadała o smutnym losie matki swojego narzeczonego. Kobieta, wspomniana przez młodą dziewczynę, miała wieść ciężkie życie. Mąż zginął na wojnie a ona sama wychowywała dwóch synów, pracując ciężko na kolei. Aleksander przejął się losem kobiety i jej rodziny do tego stopnia, że wkrótce doszło do zapoznania obydwu stron. Na początku Aleks nie czuł wielkiej miłości do swojej kolejnej wybranki. Głębokie uczucie musiało poczekać, ponieważ w sercu Aleksa ciągle była ta pierwsza, która miała pozostać jego jedyną na zawsze.

Druga żona Aleksa była od niego młodsza o 15 lat – i znów los sprawił, że dobroć naczelnika poczty została nagrodzona. Aleks zapadł na poważną chorobę, medycyna była bezsilna… Lekarze nie widzieli szans na wyzdrowienie. Żona nie poddawała się, dokonała nieprawdopodobnych rzeczy, sięgając po wszelkiego rodzaju środki, poświęciła się dla męża bezgranicznie. Aleks, ku radości, a i zdumieniu całej rodziny i bliskich, wrócił do zdrowia.

Warto cofnąć się przy tej okazji do czasu, kiedy to Aleks został zdjęty ze stanowiska przez Niemców. Jak się okazało, podobny los spotkał go z chwilą gdy, a były to – jak wspomina wnuczka – lata 50., wkroczyli do urzędu pocztowego, którym kierował Aleksander Kołodziej, funkcjonariusze państwowi. Wkroczyli, nakazując naczelnikowi zdjęcie krzyża. Chcąc go upokorzyć – dodaje wnuczka – nakazali mu zdjęcie krzyża osobiście.

Aleks odmówił wykonania tego polecenia, za co po raz kolejny, tym razem przez urzędników państwowych reprezentujących władzę ludową, został zdjęty ze stanowiska.

Jak się okazało, Aleks po dwóch latach wrócił do pełnienia dawnych obowiązków i od tej pory nikt już nie próbował go po raz kolejny degradować i wyrzucać z pracy. Tam też szczęśliwie przyszło mu doczekać emerytury. Aleksander Kołodziej zmarł 20. listopada 1984 roku, dwa lata po jego śmierci odeszła żona, Gertruda…

0008

Pracownicy poczty w Czerwionce. Uroczystość, podczas której pracownicy żegnają lubianego przez wszystkich naczelnika, p. Kołodzieja, z chwilą jego przejścia na emeryturę

Odrobina wspomnień 

Nauka i czytelnictwo nie były, jak się okazuje, jedynymi jego życiowymi pasjami. Dziadek był także zbieraczem, wspomina pani Jolanta. Gromadził skrzętnie wszelkie dokumenty, fotografie, karty pocztowe. Prenumerował wiele czasopism, z których jego ulubionym był miesięcznik Zaranie Śląskie. Należy przy tej okazji wspomnieć, iż z jego księgozbioru korzystałam sama podczas pisania pracy magisterskiej. Dziadek był nieprzebraną skarbnicą wiedzy o historii Śląska, a dla nas przykładem godnego postępowania.

W wolnych chwilach pomagał mieszkańcom w wypisywaniu różnego rodzaju dokumentów i pism urzędowych. Był też znanym w okolicy społecznikiem, udzielał się w organizacjach kombatanckich, prowadził prelekcje, wiele czasu poświęcał spotkaniom z młodzieżą na opowiadaniu o Powstaniach Śląskich.

Dzięki wrodzonemu talentowi krasomówczemu, który posiadał, młodzież miała jasny i wyraźny obraz historii ziemi, z jakiej wyrastają ich korzenie. Tradycja umiłowania lokalnej historii jest w rodzinie utrzymywana. Założycielami Towarzystwa Miłośników Przyszowic były trzy osoby, dwie wnuczki Aleksandra Kołodzieja i mąż jednej z nich. V-ce prezesem tego stowarzyszenia jest wnuczka „dobrego człowieka” – jak go tu nazywali i ciągle jeszcze nazywają. Prezesem zaś jest pan Andrzej Biskup, mąż wnuczki pana Kołodzieja – Urszuli.

Naczelnik poczty żył wszak według zasady Dziel z innymi swój chleb, a lepiej będzie ci smakował.

Był dobrym dla ludzi, zdolnym do wielu poświęceń, toteż – kiedy sam potrzebował pomocy, uzyskał ją. Kromka chleba, którą podzielił się przed laty z potrzebującymi, została pomnożona. Dzięki ludzkiej dobroci mógł uzyskać wykształcenie, a później przetrwał najtrudniejszy czas, pomagając najbiedniejszym. Po jego śmierci trwa pamięć o dobrym człowieku z Przyszowic… To ważne w czasach, kiedy zatruwani jesteśmy wszechobecną obojętnością na ludzką krzywdę…

Posłowie – egzegeza 

Abyśmy mogli tworzyć i budować mocny fundament naszej wiedzy o życiu ludzi i regionie, z którego wyrośliśmy, konieczne jest opisywanie i ciągłe przypominanie historii życia ludzi, wywodzących się z małych lokalnych środowisk, miast. miasteczek, osiedli… Na tym tylko fundamencie może powstać solidna budowla naszej świadomości – wiedza o tym, kim byliśmy, jakimi jesteśmy i jakimi powinniśmy pozostać, abyśmy nie utracili tych wartości, które przekazali nam w darze nasi dziadowie matki i ojcowie.

Prawda, choć trudna, powinna być przekazywana rzetelnie i w sposób nieprzekłamany. Pamiętać należy także o tym, że to z tych małych epizodów składa się wielka historia.

Naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości, staje się wkrótce narodem bez ziemi, narodem bezdomnym, bez przyszłości. Naród który nie wierzy w wielkość, i nie chce ludzi wielkich – kończy się”. (Kard. Stefan Wyszyński)

 

 

Źródło: opracowano na podstawie wspomnień wnuczki bohatera opowiadania, pani Jolanty Krawiec. Cytaty, zawarte w tekście, zaczerpnięte zostały z publikacji („Pamiętajmy o… ludziach i cmentarzach”, aut. E. J. Pyki, s. 82).

Graf* – tytuł szlachecki, odpowiednik polskiego hrabiego. Z łacińskiego – graffio (osoba uprawniona do zwołania zjazdu). Miejscem urodzenia Aleksandra Kołodzieja był Kamień Śląski. Tam zarządców, ludzi wywodzących się z rodów szlacheckich, nazywano grafami.

Powołując się na źródło (www.kamien.biz / web. N 4 ? go = 21) Kamień Śląski jest związany z kilkoma rodami: Odrowążów w XII/XIII ww., a dalej z rodem Strzałów, Larischów i Strachwitzów, który to ród zarządzał na tym terenie do czasu wkroczenia wojsk sowieckich w roku 1945. (Więcej na www.sanktuarium.kamienslaski.pl / index . Php? Go = 1373).

Należy więc przypuszczać, że Aleksandrowi przyszło służyć u tej właśnie rodziny.

PS: Pierwsze zdjęcie – powstańcy śląscy. Aleks w środku

 

Tadeusz Puchałka

Fotografie z archiwum rodziny p. Kołodzieja

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*