Kilofem wyryte wspomnienia… (2)

0000001-103Na terenie zakładów wydobywczych, w ramach praktyk zawodowych – zajęć praktycznych uczniów szkół górniczych, prowadziło się naprawy prostych podzespołów – takich jak stojaki Valent*, stojaki hydrauliczne SHC oraz regenerację wielu prostych urządzeń, bardzo potrzebnych w pracy pod ziemią. Uczniowie pod okiem wykwalifikowanych instruktorów nabywali doświadczenia, poznawali budowę maszyn i urządzeń górniczych. Tak wyszkolony górnik potrafił zadbać o urządzenie, które przyszło mu obsługiwać na dole, wiedział jak powinno się z daną maszyną obchodzić, aby pracować przede wszystkim bezpiecznie i efektywnie.

Skoro bieżące naprawy przeprowadzano na miejscu, nie było konieczności wysyłania tych podzespołów do oddalonych od kopalni firm, stąd odpadały koszty transportu. W stanowiskach diagnostycznych – na miejscu – badano sprawność danego urządzenia przed wysłaniem na dół, do przodków czy ścian.

W warsztatach elektrycznych na terenie kopalń, wykwalifikowane brygady fachowców dokonywały napraw wszelkich urządzeń elektrycznych, które ulegały częstym awariom podczas prac pod ziemią, wszyscy ci ludzie byli pracownikami kopalni, tworzyli jakby jeden ciąg produkcyjny. Czy to wszystko należało zmienić, na rzecz prywatyzacji..? Tak było kiedyś, a jak jest dziś?

0000001-55

Wśród „ludu pracującego” panuje powszechna opinia że ,,Górnictwo + prywatyzacja = wodzionka*” 

Pytają samych siebie ludzie, z bagażem życiowych doświadczeń (nie eksperci). Czy dobrym pomysłem byłoby, gdyby na moim podwórku ktoś obcy nagle zabrał się za produkcję tego, co sam do niedawna produkowałem, bo było to potrzebne w dalszym procesie wytwarzania przeze mnie pewnych produktów finalnych? A na dodatek teraz jestem zmuszony mu płacić!

Już słyszę głosy oburzonych ekspertów głoszących piękne hasła: ,,PRYWATYZOWAĆ, NAJLEPIEJ WSZYSTKO, WSZĘDZIE I OD RAZU!!!”… HOLA – HOLA, MOŚCI PANOWIE, WSZAK DEMOKRACJA I WOLNE MEDIA, TOTEŻ KAŻDY – BY TYLKO NIE OBRAŻAĆ – WYPOWIEDZIEĆ SIĘ MA PRAWO (niestety, wydaje nam się, że efekty tylko częściowego sprywatyzowania zakładów wydobywczych są aż nadto widoczne i bolesne). Nie ma już dziś placów drzewa, którymi zawiaduje kopalnia, nie ma już zakładów (betoniarni), produkujących żelbetowe elementy osłon chodników, których właścicielem byłaby kopalnia. Głoszone są modne dziś hasła – kopalnia to zakład wydobywczy, łaźnia, cechownia, kilka biur, stacja ratownictwa, kilka jeszcze innych koniecznie potrzebnych działów i koniec…

Czy tak jest taniej? Te pytania zadają ludzie, słysząc codziennie powtarzane w mediach słowa, mówiące o braku opłacalności wydobycia polskiego węgla. (Tylko patrzeć jak św. Barbara stanie się w oczach niektórych możnych niepotrzebna, a może by tak dało się sprywatyzować i wiarę?).

0000001-56

Wszyscy szukają dziś pieniędzy, ale czy przypadkiem szukamy ich nie tam, gdzie trzeba? Zamiast grozić górnikowi, że może dojść do zawieszenia na przykład 14 pensji, należałoby przypomnieć Sobie, jak było kiedyś. Prostym ludziom „na dole” wydaje się, że gdyby tak wyrzucić na pysk idiotyzmy PRL-u, takie jak „wyścigi”, pracę w niedziele na apel I sekretarza PZPR – co doprowadzało górnika do szewskiej pasji, bowiem jak pamiętamy, po szczęśliwym skończeniu sobotniej szychty już układało się plan wyjazdu z rodziną do Wisły czy Ustronia… A może z kamratami w laubie zagramy w skata po mszy niedzielnej, a do tego sznapsik albo browarek?

Niestety, zanim górnik w owym czasie opuścił bramę kopalni, trzeba mu było sprawdzić listę obłożenia, a tam jak byk na czerwono widzi, że jego oddział – z czego powinien być dumny – został wytypowany do niedzielnego fedrunku, na apel szanownego towarzysza I sekretarza.

I jeszcze jedna tajemnica, nieodgadniona tak naprawdę przez nikogo

Nie do pomyślenia było, nawet w świecie tak odwróconym do góry nogami, jak czasy PRL-u, aby emeryt, który nabył szczęśliwie prawa do zasłużonej emerytury, po jakimś czasie podejmował pracę w swoim macierzystym zakładzie lub też nieco tylko od niego oddalonym.

Otóż stało się to możliwe z chwilą rozpoczęcia prywatyzacji kopalń. W rzeczy samej dziwne to pomysły. Na prosty rozum, otrzymałeś prawa jako emeryt ciesz się, fajfka, browarek i skat w laubie i koniec chłopie – zrobiłeś swoje, daj popracować młodym…

Niestety dziadkowie, czujący w sobie jeszcze „potencjał”, chętnie z różnych przyczyn przyjmowani są w firmach prywatnych. Nikt nie pyta, czy przypadkiem człowiek, który ma już na chleb i ma z czego żyć, nie zabiera miejsca młodemu zdrowemu człowiekowi, co właśnie założył rodzinę i wystaje pod bramą kopalni, bo może przyjmą do roboty… Nikt też nie zastanawia się nad tym, czy aby tym sposobem nie nakręcamy bezrobocia. – Mamy wrażenie – mówią młodzi ludzie, że tylko nas to w tym kraju obchodzi – a więc, co właściwie jest grane..?

Być może istniejena to logiczne wytłumaczenie, że tak jest dobrze i tak powinno być! Trudno to jednak zrozumieć ludziom, którzy z racji swojego wieku i sił nie mogą otrzymać pracy, a ten co już zapracował, dalej się produkuje i zbiera kolejne wypłaty… Szukamy pieniędzy, obarczamy winą górnictwo za całe zło, czy jednak przyczyn tego zła nie należy szukać w innym miejscu?

Krowę doić można tylko o określonych porach. Nie da się czerpać z wymiona i tylko czerpać bez końca, nie dając w dodatku niczego w zamian. Prosty, prymitywny to wręcz przykład, acz – czy aby nie pozbawiony odrobiny racji? 

Jest co wspominać z tej naszej górniczej roboty, ale gdyby tak tę gangrenę, czerwoną patologię, której w górnictwie było sporo, wyciąć  – pozostawiając same tylko dobre pomysły, jakich tudzież było, oj było, wydaje się, że nie tylko nam, staruchom, ale naszym synom górnikom, ich rodzinom, a także wszystkim obywatelom naszego pięknego, choć niedocenianego przez nas samych kraju, żyłoby się o wiele lepiej, albo nawet całkiem dobrze.

W materiale tym nie znajdziemy wyliczeń, wykresów, eksperckich opinii i projektów. Proza śląskiego życia i bieda, zaglądająca nie tylko do śląskich mieszkań, w tekście tym została zawarta. Kto wie, może te akurat proste słowa każą się komuś zastanowić, czy aby nie czas na działanie, co zapobiegnie śląskiemu i polskiemu dramatowi. Bo to przecież nasza wspólna sprawa…

0000001-130

Polska budowała potencjał gospodarczy na Śląsku… 

To kolejna bzdura i temat zastępczy. Co mają na celu tego typu stwierdzenia? Jest na to prosta odpowiedź – niech się plebs i gawiedź obrzuca błotem a nawet kamieniami. My w tym czasie będziemy robić swoje. Przerabialiśmy to już kiedyś, a prawda jest taka, że o tę wielką sprawę, jaką jest Polska a Śląsk jej częścią, trzeba nam zadbać samemu i pamiętać trzeba o tym, iż był taki czas, że wspólnie potencjał państwa był budowany. Nie czas na prześciganie się, kto dał i zrobił więcej. O zdrowie MATKI bowiem dbać muszą jej córki i synowie! Sami bez niczyjej pomocy, pamiętaliśmy o tym wszyscy kiedyś. Czyżby coś nam umknęło, czyżbyśmy o czymś zapomnieli, a może ktoś każe nam o tych wartościach zapomnieć? Jeżeli tak, to czas na „pobudkę”… Czas także skończyć z mianem lepszego Polaka i gorszego. W śląskiej rodzinie nie stwarzano różnic lepszej córki, gorszego syna i odwrotnie, wszyscy mieli jednakowe prawa i obowiązki. Contra spem spero – chyba to nam już tylko pozostało.

Z wielkanocnym pozdrowieniem: Smacznego jajca i mokrego śmiyrgusa, życzy stary gornik w niykoniecznie wiosynnym nastroju – toż pyrsk!

 *** 

Wodzionka* – potrawa jednodaniowa ludzi biednych. Wystarczyło odrobina wrzątku, do tego niewiele smalcu, jeżeli był. Koniecznie ząbek czosnku, pokrojony w kostki chleb i danie gotowe. Przyprawiało się je do smaku solą.

Stojak Valent – stojak cierny podporowy. Obejmuje 22 podstawowe wielkości – od 450 mm do 4500 mm w stanie wysuniętym. Zakres podporności od 200 do 400 KN (więcej na www.moj.com.pl).

Tadeusz Puchałka

Zdjęcia z archiwum Romana Janiszka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*