Kilofem wyryte wspomnienia… (1)

0000001-54Starzy ludzie mają to do siebie, że czasami mimo woli wracają pamięcią do dawnych, minionych czasów. Z racji swoich życiowych doświadczeń, mają do tego prawo, a pokora, której nauczyło ich życie – każe uważać, iż ich wspomnienia nie są pozbawione prawdy. Młodzieńcza pycha dawno została pogrzebana, a na jej miejscu wyrosło brzemię życiowych doświadczeń.

Niosąc w plecaku życia, ciężar kilkudziesięciu przeżytych lat, widziało się to i owo, to i owo także się przeżyło… Życie moje, jak większości moich kamratów, toczyło się wokół lub raczej w bliskim sąsiedztwie spraw, związanych z górnictwem…

I tu rozpoczyna się mój sen o tym, co i jak było kiedyś… O tym, jak to wszystko wygląda dziś, nie trzeba nam marzyć, zmagamy się z tą prawdą na jawie, a młodzi mówią – i z pewnością mają rację: Górnictwu potrzebny „twardy reset”!

0000001-49

***

Wracam często wspomnieniami do moich młodzieńczych lat, kiedy to jako świeżo upieczony młodszy górnik wkraczałem w świat podziemnego żywota. Dyrektor kopalni był panem i bogiem swojego gospodarstwa. To on decydował, ilu ludzi w danym czasie należy przyjąć do pracy, wspólnie z nim decydowali o tym jego doradcy.

Na miejscu dbano o to, by towar, który zakład „wyprodukuje”, został – możliwie jak najkorzystniej dla kopalni – sprzedany. To, o czym wspominam, w oczach niektórych ekspertów może zakrawać dziś na kpinę, o czym ten staruch gada..? Z pokorą wyznaję, że są to słowa człowieka, który widział to wszystko z boku. Od kuchni mogło to wyglądać – jak się spodziewam – tylko nieco inaczej. A i tak wyglądało to o niebo lepiej niż dziś, o czym jestem przekonany, bo też dziś właśnie przeżywam smutną rzeczywistość śląskiego żywota na własnym, starym grzbiecie. Czy zatem marzy nam się powrót do tego, co jeszcze nie tak dawno obalaliśmy? Na miły Bóg – oczywiście nie! Lecz w tym miejscu należałoby użyć słów, które jakby już kiedyś słyszeliśmy – „Boże, nie o to przecież walczyliśmy”.

0000001-53

Pamiętamy doskonale zapatrzony w bzdurne hasła świat socjalistycznej Polski… 

Warto przy tej okazji wspomnieć, aby być całkowicie pogodzonym z prawdą, także o kompletnych wariactwach, jakie miały miejsce w tamtych czasach. Grono ówczesnych inżynierów wymyśliło np. współzawodnictwo pomiędzy oddziałami, drążącymi chodniki, nazywając to „szybkościowym drążeniem chodników”. Podobnie rzecz się miała w ścianach wydobywczych – wspominać o tym trudno, bo najlepiej byłoby zapomnieć. To, co się jednakże wtedy przeżywało, pozostanie w ,,kościach” i pamięci na zawsze.

Pieniądze lały się niczym rzeka. Nas, czyli tych, co kilka razy na szychtę wylewali z gumiaków swój pot, zadowalały ochłapy („Głupie ryle!”, już słyszę te komentarze). Nie dla nas były wielkie nagrody, nie tylko finansowe zresztą, za to, po takim wyścigu stawaliśmy się szybko ludzkimi wrakami.

Do głowy nikomu w tym czasie nie przychodziło coś takiego jak prywatyzacja. Należy także wspomnieć o tych całkiem dobrych, gospodarskich można by było rzec pomysłach. Za materiał złomowy, wywieziony z kopalni, górnicy otrzymywali premie pieniężne (pieniądze to były niewielkie, ale były) dostawał każdy, od ładowacza po kierownika oddziału.

0000001-50

Gospodarskim okiem 

Aby dla zakładu wydobywczego wychodziło jak najtaniej, na terenie kopalń działały zakłady, produkujące wszystko, co dało się na miejscu wytworzyć. Skracało to czas transportu tychże materiałów do oddziałów dołowych, które czekały na segmenty betonowe do zabezpieczania ociosów, sprawne po remoncie stojaki, części obudów itd.

Place drzewa były własnością kopalń. Tam poza magazynowaniem i gromadzeniem materiału, przygotowanego do natychmiastowego opuszczenia w razie potrzeby na dół kopalni, prowadzono także sprzedaż drewna opałowego, które wytransportowane z zarabowanych chodników, połamane, na dole tylko zawadzało. Wyprowadzony na powierzchnię drewniany złom odsprzedawano za niewielkie pieniądze. Materiał ten mógł zatem zostać po raz kolejny spożytkowany. Były z tego niewielkie wprawdzie ale zawsze jakieś pieniądze dla kopalni (biedni ludzie i nie tylko oni, chętnie zaopatrywali się w te odpady drewna). (Dok. nast.)

 

Tadeusz Puchałka

Fot. z arch. Romana Janiszka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*