„Jesteś Bogiem?” i co dalej…

 

 

 

 

 

 

 

Mówiąc o filmie „Jesteś Bogiem” nie będę skupiać się na ocenie samego dzieła; nie będę wnikać w faktograficzną poprawność przedstawionych w nim scen; nie chcę również zajmować się tematem hip hopu a w szczególności negatywną oceną tego gatunku i nie wynika to z faktu, że w nowoczesnym nurcie krytyki taka postawa byłaby odebrana po prostu passé;)) Bez wątpienia jednak można pokusić się o refleksję, że jej główni bohaterowie podskórnie odczuwają ułomności świata, w którym funkcjonują. Gdyby jeszcze do tego udało im się sięgać po inne wzorce do naśladowania w swojej twórczości niż tylko (emitowane przez kanał MTV itp.) popularne kawałki murzyńskich raperów, wykorzystując dla przykładu bogactwo wszechstronnej literatury, to może nawet byliby w stanie stworzyć coś bardziej wnikliwego. To zaś zaowocowałoby eliminacją z tejże twórczości naiwnych rymów i słownictwa, które (od zawsze w przypadku hip-hopu mam takie wrażenie) najpierw pojawia się w tekście trzymając rytm i rym a dopiero potem twórca usilnie próbuje znaleźć dla niego sens w utworze. Niech jednak stwierdzenie: Jaka rzeczywistość – taka twórczość, pozostanie lapidarnym podsumowaniem tego tematu.

 

Co innego jednak skłoniło mnie do napisania tego tekstu. Otóż zapamiętałam grupę młodych ludzi, oczekujących na projekcję filmu i po cichu powtarzających fragmenty utworów Paktofoniki. Po jej zakończeniu pojawiło się w mojej świadomości pytanie: „Czy można tak po prostu zaprezentować odbiorcy niełatwy – jak sądzę – obraz a potem zostawić go bez żadnego komentarza, z poczuciem bezsilności, chaosem myśli..?”. Mam wrażenie, że recenzenci skupiają się głównie nad oceną samego dzieła, zapominając o wadze ciężkiej przekazu, który może okazać się zbyt brzemienny i drastyczny, zwłaszcza dla młodego pokolenia.

 

Skazani na „sukces”?              

Oto jesteśmy świadkami bolesnych (w konsekwencji) narodzin twórczości trójki chłopaków, funkcjonujących w przestrzeni katowickich realiów drugiej połowy lat 90. XX w. W bezdusznej, bezideowej, wyjałowionej zarówno z dóbr materialnych jak i duchowych rzeczywistości Śląska. Jaki los czeka tych, którzy chcą żyć inaczej – tj. w bezpiecznej odległości od lansowanej przez „garniturową młodzież” ideologii sukcesu, ale też z dala od zakisłej, beznadziejniej bylejakości niedostatku materialno-duchowego? Odpowiedź jest bezkompromisowa. Ten los – to porażka! Być może dostrzeże ktoś w owej opowieści zwycięstwo, triumf twórczości, która wybije się nad przeciwnościami, jednak należy pamiętać, że jest to zaledwie pyrrusowy sukces, okupiony ludzkim dramatem. Co więcej – przeraża mnie myśl, że przedstawieni bohaterowie (zwłaszcza Magik) stali się idolami młodego pokolenia, choć gdy przyjrzymy się z bliska ich charakterystyce, trudno w to uwierzyć. Dlaczego? Niech odpowiedzi dostarczy sam Magik, który zapytany, na czym mu w życiu naprawdę zależy, po krótkiej konsternacji (wynikającej z konieczności udzielenia szczerej odpowiedzi) stwierdza: „No chyba na tym, żeby mi się z dziewczyną ułożyło i żebym mógł kupić sobie nowe <Nike>”.

 

Pakt w obliczu głuchej ciszy

Niewątpliwie w przestrzeni filmu jest dużo miejsca na stawianie ważnych pytań. Zastanawiam się jednak czy współczesny widz potrafi do nich dotrzeć? Bo jeśli nie, to jaki sens ma oglądanie takich historii poza… zaspokojeniem pustej ciekawości? Jedno z nich dotyka przyczyn zaistniałej tragedii (śmierci, młodego, wrażliwego, niewątpliwie zdolnego człowieka) oraz szans jej uniknięcia. Odpowiedzi należy szukać nie tylko w ogólnokrajowym kryzysie politycznym początku lat 90., ale chyba przede wszystkim w obyczajowości społeczno-kulturowej i wynikającym z niej tradycyjnym pojmowaniu akceptowanych i aprobowanych zachowań społecznych. W ich świetle „prawdziwy mężczyzna” powinien uosabiać siłę, poczucie bezpieczeństwa (w rzeczywistości, nie bójmy się tego słowa – pozerstwa). Nie ma on społecznego przyzwolenia na mówienie o niepokojach, własnych słabościach i lękach. Poza tym kobieta nie może być partnerem takich rozmów, ponieważ przypisano jej trochę inną rolę… W obliczu tej prawdy dorastają zarówno Magik, Focus jak i Rahim. Wszyscy dźwigają na własnych barkach ciężar tłumionych emocji, braku umiejętności komunikacji z otoczeniem – wszak mężczyzna robi, co uzna za stosowne, bez zbędnych tłumaczeń. Starają się nagiąć do obowiązujących warunków życia, skrywając pod pozowaną maską luzu wrażliwość i nieprzystosowanie. Na co dzień używają mocnego słownictwa, do którego w ich świecie mają prawo tylko prawdziwi mężczyźni… W tej sytuacji  hip-hop staje się jedyną formą odreagowania frustracji, wykrzyczenia egzystencjalnej niezgody. Jak widać jednak nie jest on w stanie zaspokoić braku umiejętności zdrowego porozumienia z najbliższymi. Szczególnie wymowna jest w filmie scena, ukazująca milczącą konsternację ojca głównego bohatera (w tej roli Przemysław Bluszcz) tuż przed samobójstwem syna. W jego postawie widać lęk, niepokój, skrępowanie ciszą – niemalże w dosłownym znaczeniu – której jednak nie jest on w stanie pokonać, zdobywając się na szczerą rozmowę, być może ratującą życie…

 

Usłyszeć głos

Film z pewnością warto, może nawet trzeba obejrzeć, chociaż mam obawy, że to, co w nim prawdziwie istotne, zostanie w cieniu lansowanych postaw hip-hopowych idoli, niedojrzałych do przypisanej im roli, jak również muzyki, która w ich świecie inna być nie mogła… Pamiętajmy jednak, że filmowy przekaz Leszka Dawida przede wszystkim stanowić powinien punkt wyjścia do pogłębionej refleksji i rozmowy międzypokoleniowej nad kondycją nas samych. Tylko wzajemna wymiana myśli jest w stanie nie zagubić m.in. tej istotnej prawdy, że łatwo śpiewać „Jestem Bogiem”, trudniej naprawdę nim być.

 

Lidia Gajek

 

Jesteś Bogiem, reż. Leszek Dawid, obsada: Dawid Ogrodnik, Tomasz Schuchardt, Marcin Kowalczyk i in., Polska, 2012, 110 min.

Na zdjęciu: Dawid Ogrodnik jako Rahim, Tomasz Schuchardt jako Fokus i Arkadiusz Jakubik jako Gustaw

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*