Jak nisko można upaść…

Niełatwo odpowiedzieć sobie na to pytanie, mając jednak na uwadze ostatnie wydarzenia w naszym kraju, o odpowiedź jakby coraz łatwiej. Starsze osoby pamiętają czasy, kiedy to mundurowi będący na służbie, wykonywali swoje czynności w obliczu jakiegoś tam prawa, ale zawsze prawa. Nikomu wówczas nie przyszło do głowy, by postawić się milicjantowi, czy Boże zachowaj rzucać w nich granatami z gazem łzawiącym. Zresztą pewnie nie zdążyliby tego zrobić, bo biała pałka, krótka wprawdzie, ale operowała żwawo – czego doświadczyłem parokrotnie na swoim grzbiecie, wszak należałem do tych w owym czasie niepokornych (można powiedzieć, nie w obronie demokracji wówczas stawałem, bo takowej nie było, lecz wyrażałem chęć na wiele sposobów jej wywalczenia, nie po to jednak, by teraz rozmieniano ją na drobne).

Smutek człowieka ogarnia, gdy słyszy się dzisiaj tłumaczących się ze swojego zachowania policjantów, że to nie oni zaczęli, a działali tylko we własnej obronie i aby odeprzeć atak, zmuszeni zostali w odpowiedzi na agresję tłumu do użycia miotaczy gazu. Otóż, czy to się komuś podoba, czy nie, działanie służb porządkowych na całym świecie polega na stłumieniu ludzkich emocji, jeżeli przekraczają one ustalone w danym państwie normy,  stosując do tego celu adekwatne środki – od perswazji, rozmowy, po środki przymusu fizycznego etc… Czasami wydaje się, iż trochę nas nasze prawo rozpieściło, wydaje nam się, że z policjantem na ulicy można dyskutować, a nawet wyzywać go od najgorszych, nie do pomyślenia jest takie zachowanie, chociażby u naszych sąsiadów – i to biorąc pod uwagę strony świata – można wymienić je wszystkie.

Wieszanie na pomnikach haseł, malowanie lub zamalowywanie napisów etc. było co najmniej aktem chuligaństwa, dziś można robić sobie przysłowiowe „jaja” z pary prezydenckiej i nie tylko. Teatrzyk dla przedszkolaków otworzył swoje podwoje chyba we wszystkich polskich miastach. Ciekawe, iż nikomu z organizatorów tychże „happeningów” nie przyszło do głowy, że o ile forma protestu mogłaby by być – powiedzmy – czynnikiem poniekąd uzasadnionym, czy usprawiedliwiającym takie zachowanie, to przecież nie tylko o to chodzi, bo materiał zdjęciowy opatrzony odpowiednim komentarzem jest kolejnym tematem do ośmieszania naszego kraju w oczach wielu społeczeństw – a to już zupełnie inna bajka…

Nikt też z owych działaczy, pracujących w myśl – jak sami mówią – obrony demokracji, nie wziął pod uwagę, że działanie, którego się dopuścili, może obrażać innych, a więc narusza to ewidentnie wszelkie prawidła demokracji. Coś tu wyraźnie zaczyna zgrzytać i czy aby znów pewnym ugrupowaniom nie zależy przypadkiem na tym, by właśnie tak się stało i cała ta, całkiem nieźle pracująca maszyna, rozpadła się na kawałki (choć trudno zaprzeczyć, że przysłowiowa regulacja zaworów byłaby konieczna, bo trochę nam ta nasza maszynka jakby traciła moc i nie paliła na wszystkie cylindry).

Irytuje poniewieranie ludzkiej godności, polegające na celowym, rynsztokowym wręcz zachowaniu, polegającym na wyśmiewaniu, poniżaniu nazwisk polityków na przykład, choć w tym przypadku czy jest to głowa państwa, czy też jeden z wielu pospolitych szaraków, takich jak ja – nie powinno mieć znaczenia, bowiem nazwisko – jak pamiętamy jeszcze z dawnych programów nauczania – to samo, co ludzka godność i honor. (Można kogoś nie lubić, nawet bardzo. Można w ostrych słowach krytykować czyjąś politykę, lecz należy to robić, nie obrażając godności danej osoby, bo to także jest jeden z kanonów demokracji, o której to wartości chyba zapomnieliśmy).

Dziś bezkarnie mówiąc o tym czy innym polityku, porównuje się jego osobę ze szlachetnym wprawdzie, ale zawsze zwierzęciem czy ptakiem, bolesne jest to, iż robią to ludzie szczycący się najwyższymi tytułami naukowymi, tylko w myśl jakichś, można powiedzieć prostackich, pobudek. Przecież swoje niezadowolenie można przedstawiać w zupełnie innej, adekwatnej niejako do stanowiska, a także rangi i poziomu swojej osoby, formie. Będąc świadkiem takich i podobnych zachowań, pytamy samych siebie… Na miły Bóg, jak nisko jeszcze można upaść, przecież to już dno? Wszystko dziś stało się produktem, gorzej lub lepiej się sprzedającym. Słowo znajduje się na górnej półce wspomnianych artykułów i nieważne czy jest mniej lub bardziej ubrane w tandetę, ważne by się dobrze sprzedało. Smutne, żałosne, lecz coraz więcej znaleźć można takich i podobnych przykładów bitwy na wulgaryzmy w naszych mediach. Zachowania te z pewnością nie przynoszą nam splendoru, czy więc o to chodzi? Jeżeli tak, to zaczynam się bać.

Tadeusz Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*