Jak grać, by nigdy nie wygrywać? (6)

Czeskie władze uznały, iż jeśli wycofają pozew do Trybunału Sprawiedliwości UE o wstrzymania pracy kopalni, zniknie presja na Warszawę, aby wypełniała uzgodnienia. Dlatego zajęli w tej sprawie pryncypialne stanowisko. Domagali się daleko idących gwarancji. Jedna z ich propozycji zakłada, że jeśli Polska przez cztery miesiące nie wypełniałaby umowy, musiałaby zapłacić aż 500 mln euro kary. Inna propozycja stanowi, iż porozumienie obowiązuje 30 lat (w odniesieniu do części zapisów – nawet 40 lat) bez możliwości jego renegocjacji. Polskiej delegacji udało się tu jednak wydrzeć pewne ustępstwa. Minister ds. środowiska, Michał Kurtyka, ostatecznie zakończył te tragifarsę – „Nie możemy się zgodzić na czeską propozycję, bo to oznaczałoby znacznie wyższe kary, niż chce TSUE. I to takie, które musielibyśmy zapłacić, podczas gdy orzeczenie z Luksemburga jest możliwe do podważania”.

W Czechach trwa obecnie kampania wyborcza przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się w dniach 8.-9. października, a „czeska Lewica wespół z Zielonymi sprawę Turowa traktują jako paliwo wyborcze”. Cała zadyma dzieje się, gdy jesteśmy praktycznie na ukończeniu potężnego, wartego miliard euro bloku energetycznego w sąsiadującej z kopalnią elektrowni w Bogatyni, która bez węgla stanie. Pod koniec lutego 2021 roku Czechy wniosły skargę przeciwko Polsce ws. rozbudowy kopalni Turów do TSUE wraz z wnioskiem o zastosowanie środków tymczasowych, czyli o nakaz wstrzymania wydobycia. W maju TSUE nakazał Polsce wstrzymać wydobycie do czasu merytorycznego rozstrzygnięcia sprawy. Gdy Polska nie zastosowała się do decyzji, Czechy wystąpiły o nałożenie na nią kary. Domagały się kosmicznej kwoty – 5 mln euro kary dziennie. TSUE postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów.

Polska cały czas próbowała się dogadywać ze stroną czeską. Gdy TSUE nakłada na państwo członkowskie kary finansowe, to państwo ma obowiązek płacić tę kwotę Komisji Europejskiej, czyli wpłacić ją do budżetu Unii Europejskiej. Komisja wysyła wezwanie do zapłaty. Jeżeli płatność nie zostanie dokonana w terminie, a jest to 45 dni – to po umożliwieniu państwu złożenia wyjaśnień, kara finansowa jest odzyskiwana poprzez potrącenie jej z płatności, należnych danemu krajowi. Oznacza to, że jeśli polskie władze nie będą płacić kar – a na to wskazują dotychczasowe wypowiedzi – to Komisja Europejska potrąci je z należnych Polsce funduszy. Na tę chwilę kopalnia Turów wydobywa w najlepsze. PGE w należącej do kompleksu elektrowni uruchomiła niedawno nowy blok za około 4 mld zł netto. Wzrosło więc wydobycie – plan produkcyjny na cały 2021 r. sięga 6,8 mln ton, podczas gdy w latach 2019–2020 było to około 5 mln ton rocznie. Według menedżerów kopalni zapotrzebowanie na energię z węgla jest tak duże,iż tegoroczny plan z pewnością zostanie przekroczony nawet o 1–2 mln ton.

Pomimo nacisków z różnych stron PGE nie zmienia planów eksploatacji turoszowskiego złoża do 2044 r. Polska chce więc wydobywać węgiel najdłuższej spośród naszych sąsiadów. Niemcy deklarują, że zamkną swoje odkrywki najpóźniej do 2038 r. Natomiast Czesi rysują kilka scenariuszy odejścia od tego paliwa, przy czym specjalna komisja ds. węgla zaleciła postawienie 2038 r. jako daty granicznej. Zespół ekspercki Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie pod przewodnictwem prof. dr hab. inż. Marka Cały wydał opinię, iż nie da się ot, tak zamknąć kopalni bez ogromnych kosztów i strat – to nie jest kiosk ruchu, czy kwiaciarnia. Pokazały to już losy Zagłębia Wałbrzyskiego, „preludium” do Zielonego Ładu.

Eksperci oszacowali zagrożenia środowiskowe, płynące z natychmiastowego zatrzymania pracy kopalni w Turowie. Wyrobisko KWB Turów musi być odpowiednio przygotowane do likwidacji, co jest procesem czasochłonnym, a natychmiastowa realizacja wniosku Republiki Czeskiej wywołać może katastrofalne i nieodwracalne skutki, głównie w zakresie pogorszenia warunków wodnych, prowadzących do pogorszenia właściwości gruntów, a w konsekwencji wystąpienia olbrzymich osuwisk w różnych rejonach wyrobiska i powstania dotkliwej w skutkach katastrofy ekologicznej.

Zaprzestanie odwadniania odkrywki spowoduje niekontrolowane wypełnianie jej wodą, pochodzącą głównie z opadów atmosferycznych i dopływów podziemnych, zaś woda opadowa i podziemna z poziomów wodonośnych, ujmowana dotychczas przez system drenażowy kopalni i odprowadzana na zewnątrz, spływać będzie na dno odkrywki, powodując namakanie stopy zwału oraz pokładów węgla i nadkładu, pogarszając tym samym ich właściwości geotechniczne. Eksperci piszą także, iż brak eksploatacji złoża i związanego z nią zwałowania wewnętrznego spowoduje, że nie będzie można wykonać zaplanowanej izolacji składowiska popiołów z elektrowni Turów, istniejącego przy wschodnim zboczu odkrywki. Nie zostanie ono więc w wystarczający sposób odizolowane od wód opadowych, co przyczyni się do pogorszenia jakości wody w zbiorniku.

Bez odwadniania kopalni prowadzenie dalszej eksploatacji w latach następnych jest niemożliwe, a wdrożenie rygoru natychmiastowej wykonalności żądań Republiki Czeskiej skutkowałby uniemożliwieniem ewentualnego ponownego uruchomienia prac górniczych. W stosunkowo krótkim czasie może tu bowiem nastąpić utrata stateczności zwałowiska wewnętrznego wskutek zawodnienia gruntów zwałowych. Tysiące ludzi w regionie, gdzie nie ma pracy po polskiej stronie, żyje w strachu przed czeskim szantażem. 2,2 tys. osób załoga kopalni Turów boi się o miejsca pracy. Podobnie jak pracownicy Elektrowni Turów, która bez węgla brunatnego z pobliskiego zakładu po prostu przestanie pracować. Od razu też pojawiły się międzysąsiedzkie napięcia – poczynając od kartki na witrynie lokalnego sklepu: „Czechów nie obsługujemy”, przez prześmiewcze nawoływania: „Gonić knedla!”, aż po ignorowanie czeskiego piwa w okolicznych barach. Związkowcy chcą jechać w październiku do siedziby TSUE i blokować wejście do budynku Trybunału, ale to przecież nie TSUE wydobywa węgiel.

Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ Solidarność. „Jedziemy do Luksemburga zareagować na niebywałą, tak naprawdę jednoosobową, decyzję Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, która dotyczy funkcjonowania całej naszej gospodarki. Zawieziemy tam pismo, zawieszające działalność TSUE. (…) Jasnym jest, że akcja wygaszania polskiej suwerenności idzie w parze z wygaszaniem polskiej gospodarki i sektora newralgicznego, potrzebnego do codziennego funkcjonowania obywateli Polski np. zimą.” (Cdn.)

Roman Boryczko,

październik roku 2021

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*