Jadą wozy kolorowe… Wybory w Polsce i USA (5)

Jedynym rywalem Trumpa na fotel prezydenta USA w listopadowych wyborach jest dziś 78-letni były wiceprezydent, a przedtem długoletni senator USA. Joe Biden pochodzi z Pensylwanii. Karierę zaczął w stanie Delaware, gdzie przez lata pracował jako prawnik. Politycznie zaczynał jako radny miejski, a od 1973 do 2009 roku reprezentował stan Delaware w amerykańskim Senacie. Biden jest wielkim przyjacielem Baracka Obamy! Staruszek chce powrotu wartości, stanowiących kwintesencję Ameryki – liberalnej demokracji, wolności, tolerancji, otwartości na innych. Obecny prezydent antagonizuje wszystkich ze wszystkimi, a Joe Biden niejako ma ochotę dalej odpokutowywać swe dawne występki z przeszłości, za co jest bardzo ceniony wśród zwolenników Partii Demokratycznej.

W latach 90. minionego stulecia jako senator zwalczał busing – program dowożenia murzyńskich dzieci do „białych” szkół w dobrych dzielnicach, obliczony na wyrównywanie szans Afroamerykanów – sprzymierzając się w Senacie z republikańskimi rasistami, jak Jesse Helms. Jako przewodniczący senackiej komisji spraw zagranicznych miewał dziwaczne pomysły, snując rasistowską wizję po zwycięstwie w Iraku – podział na trzy kraje, zgodnie z mapą etniczno-religijną (sunnici, szyici, Kurdowie). Jak nasz były prezydent Komorowski słynął z gadulstwa i skłonności do gaf. W 2019 r., kiedy Biden ogłosił kandydaturę do Białego Domu, kilka kobiet zeznało, że je „niewłaściwie dotykał”. Joe Biden musi się dziś tłumaczyć z zarzutu napaści seksualnej sprzed 27 lat. To jak widać kolejny mężczyzna na urzędach, nie umiejący powstrzymać swojego rozporka. Dziś lewicowe, liberalne i prawicowe media zgodnie przedstawiają go jako największego przyjaciela Wall Street, ściga go (choć jeszcze nie doścignął) ruch #metoo.

Nadchodzące polskie wybory prezydenckie, które chce jak najszybciej „przepchnąć” rząd Prawa i Sprawiedliwości, są ostatnią szansą (przy reelekcji Andrzeja Dudy) na kontynuację obecnego kursu ku niewiadomej. Za sprawą naszego rządu będą one pod ochronnym parasolem obcych armii. Manewry wojskowe, o których się w Polsce nie pisze ze względu na pandemiczne obostrzenia, Defender Europe 20 obejmowały przerzut gotowych bojowo sił wielkości dywizji z USA do Europy, pobranie sprzętu oraz przemieszczenie personelu i sprzętu na teren ćwiczeń Defender Europe 20. Teoretycznie brało lub bierze w nich udział 37 tys. żołnierzy (lub mniej, tego nie wiemy ze względu na zarazę i zgodne milczenie mediów) z 18 państw NATO. Ilu wojaków jest jeszcze na terenie RP? Z pewnością wielu.

PiS-owcy nie patrząc na nic, zastosowali wiele scenariuszy odbycia się wyborów w terminie zarządzonym na 10. maja. Przeciwni byli posłowie negującej wszystko i wszędzie – totalnej opozycji, liczne samorządy pod zarządem PO, zdecydowana większość Polaków (według niektórych sondaży nawet 80 proc nie chciało głosować), szef Państwowej Komisji Wyborczej, a nawet niektórzy ludzie z obozu prezydenta Dudy. Jako że mamy obostrzenia, związane z pandemią Covid-19 – PiS przy udziale resortów siłowych i Poczty Polskiej postanowiło przeprowadzić głosowanie korespondencyjne. Organizacją miał się zająć wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin, a techniczną stroną – Poczta Polska. Ustawa o głosowaniu korespondencyjnym utknęła na przepisowe 30 dni w Senacie i o jej ostatecznym kształcie zdecydował Sejm dopiero 7. maja. Nawet to nie zagwarantowało jej przegłosowania. Jarosław Gowin, szef Porozumienia, kanapowej partii wchodzącej w skład Zjednoczonej Prawicy, kiedyś idealnie odnajdujący się w Platformie Obywatelskiej, trzy lata później, gdy po zmianie władzy wchodził do gabinetu PiS, psioczył na poprzednich sojuszników, miląc się do „dobrej zmiany”. Szef wchodzącego w skład Zjednoczonej Prawicy Porozumienia nie zgodził się na przeprowadzenie wyborów prezydenckich 10. maja – także w formie korespondencyjnej, do czego dążyło Prawo i Sprawiedliwość. Przedstawił swój plan zmiany Konstytucji RP i przedłużenia kadencji prezydenta nawet o dwa lata. Postawił wszystko na jedną kartę – zrezygnował z bycia wicepremierem. Donald Tusk parę dni wcześniej zaapelował o obywatelski bojkot elekcji! Radość Andrzeja Dudy i jego promotorów, czyli środowiska Zjednoczonej Prawicy, była o tyle zrozumiała, że na kilka dni przed nieodbytymi wyborami prezydenckimi, prowadził on przed pozostałymi o kilka długości. 52 proc z tych, którzy wyrażali pewną lub prawdopodobną chęć uczestnictwa w wyborach, zagłosowałoby najpewniej na Andrzeja Dudę. Potem długo, długo nie było nikogo…

10. maja do wyborów nie doszło, zmarnowano kolejne miliony złotówek, prawdopodobny termin to koniec czerwca/początek lipca. I nowy kandydat – za oszukaną przez własne ugrupowanie Kidawę-Błońską – prezydent Warszawy – Rafał Trzaskowski.

A co, jeśli zagraniczne komórki – wbrew temu, co widzimy w sondażach – jednak naciskają, by Andrzej Duda nie wygrał? Jeśli przegra z Trzaskowskim, Hołownią, Kosiniakiem-Kamyszem, to po zaprzysiężeniu mamy od razu w kraju dwie polityki zagraniczne, do tego dochodzi dualizm zarządzania Siłami Zbrojnymi oraz totalna obstrukcja w pracy parlamentu, bo wszystko, co istotne dla Prawa i Sprawiedliwości z Sejmu i Senatu (PO) prezydent by… odrzucał. Polityka zagraniczna PiS-u nastawiona jest na USA, Izrael, Ukrainę, Rumunię… KO – to kurs na Berlin i Brukselę, z uwzględnieniem Ukrainy, gdzie interesy ma również Angela Merkel. Przyśpieszone wybory? Może jednak Kaczyński dogada się z PSL i… Konfederacją (która bardzo leży na sercu USA i Izraelowi, jako nowa siła napędowa polskich spraw na ziemiach okupowanych od zawsze). Konfederacja to turbo-liberalizm, pomieszanie z poplątaniem a brunatna zaraza zawsze daje się kupić!

Kaczyński w Polsce jest spalony! W jego przedziale do sanatorium miłości każdemu tetrykowi trzęsą się ręce a nasi amerykańscy „sojusznicy” potrzebują nowego rozdania i nowych kłamstw!

Przyśpieszone wybory?

Prawo i Sprawiedliwość może wtedy stracić wiele… Koalicja Obywatelska również!

Roman Boryczko,

maj 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*