Igranie z ogniem – dość teatru, panowie, czekamy na protesty serio!

Słyszałem anegdotę o tym, jak to przy wprowadzaniu new deal Roosevelt spotkał się z działaczami związków zawodowych – wysłuchał, zgodził się, zaś na zakończenie powiedział: „A teraz panowie wyjdźcie na ulice i mnie do tego zmuście”. Anegdota jak anegdota – trochę śmieszna, trochę prawdziwa, oddaje jednak w pewnym przybliżeniu mechanizmy, panujące w tak zwanych demokracjach.

Wszystko jest bowiem rachunkiem kosztów i zysków. Kosztem w tym wypadku są wydatki publiczne – zyskiem możliwość prowadzenia interesów w atmosferze pokoju społecznego. Nikt nie poniesie kosztów, jeśli te nie są niezbędne. Innymi słowy społeczeństwo będzie miało zawsze tyle, ile sobie wywalczy – dokładnie tyle, ile będzie kosztował pokój społeczny. Najwyższe ceny kapitał był zmuszony ponosić w czasach zimnej wojny – epoce tzw. państw opiekuńczych.

Polski sejm widział wiele, były sceny patetyczne – i te się przyjęły jako „norma” – oraz sceny komiczne i zabawne. Budynek zaś od wielu pokoleń kojarzy się bardziej z cyrkiem niż z „Najwyższą Izbą”. Tak było i niedawno, gdy sejm odrzucił projekt referendum w sprawie wieku emerytalnego. Wszystko działo się na dużych koturnach i przy pełnym patosie. Solidarność, niczym Rejtan rozdzierała szaty – choć część związkowców spośród licznie zwiezionych „wycieczek”, mając świadomość w czym uczestniczą, wolała wcześniej się znieczulić, poprawiając humor już na miejscu w okolicznych knajpach. (Nie wiem więc, skąd narzekania warszawiaków na demonstracje – toć walnie przyczyniają się one do wzrostu obrotów handlu i gastronomii). Wszak odgrywanie na trzeźwo tak umownych scen, jak udawanie protestu przed sejmem, musi budzić zażenowanie i narażać na ból głowy – gorszy od porządnego kaca.

Naprawdę zabawnie zrobiło się jednak, gdy premier Tusk w ferworze aktorskiej gry nazwał przewodniczącego Dudę pętakiem. Pani marszałek przerwała posiedzenie – niepotrzebnie, jak bowiem mogliśmy się później dowiedzieć, pan Duda się nie obraził – nie takie rzeczy podobno mu ludzie mówią (czemu nie dziwię się wcale) – a zaniepokojenie wzbudziła w nim myśl, jak te słowa odbiorą związkowcy, zgromadzeni pod sejmem… Wszyscy bowiem mieli wrócić z zakładowej wycieczki bez przygód. Ludzie odebrali to jak należy – wszak z góry wiedzieli, w jakiej zabawie biorą udział.

Przewodniczący Duda zaś w pełni sprawdził się w roli odpowiedzialnej przedszkolanki, potrafiącej zaopiekować się nawet najbardziej rozbrykanymi podopiecznymi. Trudno jednak stwierdzić, by była to rola rzeczywistego przywódcy związkowego, mającego prowadzić skuteczną walkę w obronie praw społecznych.  Skąd tedy szczególne pretensje do Tuska i Rosatiego? Robili wszakże to, czego od nich wymaga UE  – nie można było spodziewać się po nich niczego innego, jak tylko tego, iż będą realizować polecenia rynków finansowych.

Biedne natomiast jest społeczeństwo, które zawierza swą obronę w ręce takich speców, jak Piotr Duda. Nietrudno bowiem przejrzeć grę, jaką przewodniczący Solidarności prowadzi i która ma na celu przede wszystkim zyskanie punktów wyborczych dla PiS-u. Choć sposób, w jaki Duda „łasił się” do Donalda Tuska wskazuje, że jest otwarty na wszelkie propozycje. Jeśli więc premier powiedział mu „pętak” – powiedział mu naprawdę mało. Społeczeństwo może – tak jak w przypadku  ACTA – powstrzymać niekorzystne zmiany, jednak nie poprzez spektakle „protestów”, ale przez skuteczne przeciwstawienie się rządowi. Czyli poprzez strajki, demonstracje, a przede wszystkim blokady dróg, linii kolejowych, portów i przejść granicznych. O ile bowiem w dzisiejszych czasach rząd jest w stanie naprawdę przetrzymać masowe strajki, to blokada transportu (przy roli, jaki ten spełnia w współczesnej gospodarce i przy strategicznym położeniu naszego kraju) szybko zmusi rząd i tzw. rynki do poważnego zastanowienia się, czy warto nadal igrać z ogniem.        

 

Artur Kielasiak

 

Na zdjęciu: Piotr Duda, przewodniczący NSZZ Solidarność

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*