Historia czy aktualność? Stara i nowa Filozofia Czynu

metro1Czyn jest wszystkim, niczym sława.

 

Biorąc pod uwagę wszystkie akty tworzenia, odkrywa się jedną elementarną prawdę: gdy się czemuś prawdziwie poświęcamy, wspiera nas opatrzność.

 

Johann Wolfgang von Goethe

 

 

Absolut nie został przez Wrońskiego nazwany. Pojmowany jest jako Rozum, Bóg, Duch bądź rzecz sama w sobie. Brak jednoznacznej opinii wynikał nie tyle z „niemocy” filozofa, co z założenia, że nie możemy nazwać siły absolutnej, gdyż jesteśmy jedynie ludźmi i nie posiadamy potrzebnych do tego możliwości.

 

Jacek Szałkowski, Myśli polskiej filozofii romantycznej

 

 

We współczesnych czasach wielu ludzi marzy o tym, by poznać swą prawdziwą tożsamość. Wbrew pozorom, nie jest to takie trudne. Wystarczy sięgnąć po wiedzę, zawartą w świecie roślin halucynogennych. Ten bowiem, kto nie zna swej prawdziwej istoty, jest niczym innym jak bezduszną rzeczą – golemem. Ów wizerunek zdaje się jednak idealnie obrazować większość mieszkańców stechnicyzowanych cywilizacji przemysłowych, którzy opierają swoją tożsamość na zmiennych modach i stylach życia, popularyzowanych przez mass media. Ich świat – złożony z jałowej żywności, brukowych środków przekazu i liberalnej polityki, skazuje ich na toksyczne życie w stanie obniżonej świadomości. Znieczuleni przez codzienny program telewizyjny, są żywymi trupami, których utrzymuje w ruchu wyłącznie konsumpcja.

 

Terence McKeena

 

 

 

Warto nam, obywatelom, potomkom „narodu szlacheckiego” pod sztandarem Konfederacji Warszawskiej, przypomnieć sobie, czym sławna była dawna Rzeczpospolita. Nasza Serenissima słynęła bowiem z różnorodności myśli, wielowyznaniowości i żywotności kultury. To była siła, płodność i szlachetność Idei Jagiellońskiej, konfederacji wyznań, etnosów i ukochania wolności, ot co! I tak ongisiejszą otwartość na fali kontrreformacji, niestety do dziś, zastąpiły kościelne i „łzawo-narodowe” odruchy obronny „stanu posiadania” – ksenofobia, nietolerancja, zaściankowość myślenia, które wzmocniły typowe dla ortodoksji katolickiej idee „jedynie słusznej prawdy” i „słusznego”, zgubnego dla życia duchowego, myślowego „bezruchu dogmatycznego”, religijnej naskórkowości, czyli upadku życia duchowego w „katechizmowe panopticum”, inspirowane naskórkową wiarą. Niestety, kontrreformacja doprowadziła do takiego stanu rzeczy, że tam, gdzie wyznawca  abdykował pod presją „opinii publicznej” ze swej przyrodzonej dociekliwości poznawczej i racjonalnego rozumu w ocenie wiary i rzeczywistości społecznej, na scenę życia wstąpiły obce do niedawna, prymitywne reakcje mentalne, redukujące obszar kultury jedynie do „katolickiej szopki”. I właśnie od tego czasu nabiera realnego kształtu polski antysemityzm, czyli irracjonalna wrogość do wiary i kultury żydowskiej, a także nienawistny stosunek do wyznawców protestantyzmu, wszelkich antypapistów, „lutrów i kalwinów”, zwanych także dosadniej „kacerzami”, czy  „odszczepieńcami”. Nie zrozumiani i odrzuceni są także polscy Tatarzy, łagodni, zawsze patriotyczni, muzułmanie, którzy dzisiaj, oficjalnie odcinają się od ekstremizmu islamskiego – dżihadu. Zatem, kiedy obumarł prawdziwy Duch Rzeczpospolitej, nawiedził krainy nad Wisłą, Niemnem, Dnieprem i Prypecią duch konfliktu i nietolerancji, krzewiący się bujnie w europejskich monarchiach despotycznych, tak…

polska_1386_-_1434

W Rzeczpospolitej doby kontrreformacji zagnieździły się importowane, złe, bez tradycji, stereotypy europejskiego antysemityzmu i nastroje kontrreformacji, które w obliczu wcześniejszej, przykładnej swobody wyznaniowej, stają się karykaturalne i szczególnie rażące cudzoziemskie elity intelektualne, zawsze Rzeczpospolitej, krzewicielce „złotej wolności”, nieżyczliwe. Ale owo oburzenie na polską nietolerancję nie ma szczególnych podstaw, bowiem, nigdy nie wpuszczono tu Inkwizycji, zaś Polska do 1939 roku była największym skupiskiem Żydów na świecie (3,5 mln. polskich obywateli pochodzenia żydowskiego w 1938 roku), a rząd II RP finansował szkolenie kadr wojskowych dla państwa Izrael. My, Polacy, o ironio, dopiero teraz zgłosiliśmy akces do „europejskiej normy” ksenofobii, ale i tak ustami skinheadów, fanatyków i innych folklorystów, zaś daleko nam do wymiaru eskalacji antysemityzmu w USA (!!!), Rosji, Estonii, na Ukrainie, Francji, we Włoszech czy Litwie, zatem prosimy o argumenty i dowody wszystkich lewicowych tropicieli polskiego antysemityzmu, zagranicznych „poprawnych matołków” i naszych „intelektualnych dudków” srających w ojczyste gniazdo z Grossem i Michnikiem na czele, a przynajmniej stuknięcie się w czoło, bo są kłamstwa, które totalnie ośmieszają!

Ale przecież Zachód zawsze uważał się za coś lepszego od „barbarzyńskiego i azjatyckiego” Wschodu, za źródło „jedynie słusznego” kulturowego i ideowego wyposażenia, co inni powinni jedynie naśladować i czemu powinni ucha nadstawiać i wcielać w życie. Wkładu polskiej myśli politycznej i religijnej do swej „uniwersalnej kultury” Zachód nigdy nie pragnął, bo uważał je ex definitione za gorsze. A jeśli już coś przyjmował, to opatrywał własnymi „prawami autorskimi” i chętnie zapominał o autorach rzeczywistych. Tak było też z polską ideą tolerancji. Jako godny ilustracji przykład przypomnieć należy oskarżenia o nietolerancję Polaków ze strony absolutystycznych lecz deklaratywnie „oświeconych” władców Europy i ich „nadwornych błaznów” ideologicznych jak np. Voltaire’a (piewcy cnót „liberalnej” monarchini Katarzyny II), za to tylko, że odmawiano u nas praw politycznych dla dysydentów, którzy byli jawnymi agentami Rosji i Prus. W tych samych czasach w „oświeconej” Francji „nawracano” hugonotów przy pomocy krwawych pacyfikacji wojskowych w niepokornych, innowierczych wsiach i miasteczkach…

I obecnie też orzec trzeba, iż nasza kulturowa współczesność, traktowana przez Zachód jako wizytówka „pariasa Europy”, a więc kraju o szczególnie jadowitym charakterze ksenofobi i antysemityzmu, a teraz dochodzi jeszcze (wspólnie z Węgrami) „przestępstwo łamania demokracji”, czyli polskie votum separatum w kwestiach narzucanych przez „równiejszych”, co ma starą metrykę urodzenia, bo sięgającą XVII wieku! Nasz obecny klerykalizm, rasizm, antysemityzm i żałosna megalomania narodowa, jeśli się marginalnie objawiają (a gdzie na świecie ich nie ma?), to połączone są pępowiną głupoty z tradycją polskiej kontrreformacji i korupcji elit. Natomiast upadek dawnej Rzeczpospolitej w okresie szczytowego „zreformowania demokracji” i wydania na świat pierwszej w Europie konstytucji, był klasyczną reakcją despotów na „zarazę rewolucji”! Porozbiorowa dekadencja skłoniła rodzącą się wówczas inteligencję do zapomnienia o rodzimych tradycjach demokracji oraz  tolerancji, a poszukiwania wzorów politycznych i obyczajowych na „tryumfującym Zachodzie”. Zaczęto go naśladować, bez większego zrozumienia i efektu, bo tylko powierzchownie i formalnie. Nasz „kompleks polski” nie pozwolił nigdy dostrzec wartości rodzimych idei reformatorskich chrześcijaństwa, romantyzmu, socjalizmu i dorobku naukowego i filozoficznego. Z Zachodu czerpaliśmy formy i wypełnialiśmy je własnymi treściami, które w efekcie finalnym były karykaturalne i nieadekwatne, gdyż nie wyprowadzone z „ducha” tylko obcej „litery”. Za brak umiłowanej niepodległości mieliśmy żal do Zachodu, że nam nie pomaga w jej odzyskaniu, choć tak się staramy do niego upodobnić, iż jesteśmy niemal „bardziej papiescy niż papież” i na dodatek bronimy jego wartości przeciw wschodniemu barbarzyństwu jako „przedmurze”…

Te właśnie doświadczenia powinny raz na zawsze nauczyć nas, że w Europie niepotrzebni są wzniośli i przegrani męczennicy, robiący wiele hałasu wokół swej martyrologii, ale kulturowo rozwinięci, skuteczni politycznie i konkretni w ofertach ekonomicznych partnerzy. Dopóki nie staniemy się stroną dla kulturowych, gospodarczych i prawnych standardów europejskich – będziemy tylko wystawać w poczekalni unijnej równoprawności i otrzymywać policzki upokorzeń w postaci oskarżeń o szczególne zaniedbania w dziedzinie kultury umysłowej obywateli, a więc pleniącej się nietolerancji, antysemityzmu ksenofobii, bowiem nie chcemy nad Wisłą terrorystów islamskich, wpychanych do Europy poprzez hidżrę, czyli zasiedlenie i brak asymilacji. I choć nie są to zjawiska skalą odbiegające od notowanych form antysemityzmu i ksenofobii w krajach Europejskich, to chętnie wspominać się będzie o pogromie kieleckim z czerwca 1945 roku, rzecz jasna nie wspominając, iż był inspirowany przez milicję i UB, którymi kierowali wówczas Żydzi, czy też zbrodni w Jedwabnym, przez Grossa przypisanej Polakom (brak logiki, bowiem to niemieccy naziści mordowali metodycznie Żydów, mieli wytyczne i Einzackomando, nie posiłkowali się inną kategorią „podludzi” do realizacji swej upiornej strategii eksterminacji!). Cicho jest natomiast o powszechnej eksterminacji Żydów w średniowiecznej Zachodniej Europie, procesie Dreyfusa, czy transportach Żydów do obozów zagłady, organizowanych przez administrację Petainowskiej Francji. Stereotyp Polaka „żydożercy”, warchoła, klerykała, tępego pijaka i chama, lansowany na Zachodzie od czasów saskich, jest nadal aktualny i nikomu nie chce się go weryfikować i oceniać realistycznie. A dzieje się tak dlatego, że Europa nie chce postrzegać nas jako kulturowych partnerów, a jedynie dzicz, którą należy cywilizować, czyli ekonomicznie eksploatować, pozbawiać kapitału, handlu i własnych banków, zarzucać „śmieciem konsumpcyjnym”. Lecz to właśnie nasza tradycja wolności i tolerancji, po dziś dzień wzorcowej społecznie, powinna być traktowana jako wspólne dobro europejskiej kultury, zaś Rzeczpospolita jako pierwowzór, ale bez gender i „reglamentowanej imigracji” Unii Europejskiej, co nam przysparzać dumy powinno, a nie wstydu, tak…

metro2

Prawda jest jednak inna. To Europa, ta łacińska, Zachodnia, ponoć tak cywilizowana (co zrobiono z hugonotami we Francji, albo taki rodzynek: w roku 1581 Elżbieta I opublikowała Akt o utrzymaniu w posłuszeństwie poddanych Jej Królewskiej Mości, który przewidywał karę śmierci zarówno dla osób nawracających, jak i nawróconych na katolicyzm!), nie mówiąc o „turańskich” obyczajach carów Rosji, powinna przyjść do nas po lekcję nie znanej nigdzie indziej doktryny filozoficznej – filozofii czynu! (cdn.)

Antoni K.

 

One thought on “Historia czy aktualność? Stara i nowa Filozofia Czynu

  • 12/12/16 o 10:05
    Permalink

    Święte słowa!
    Wygrywa ten kto z podniesionym czołem ,RAZEM SOLIDARNIE przez życie kroczy!
    Wygrywa wielkość -ten ,kto własną myśl ceni i to co stworzy choroni jako narodowe wspólne dobro!
    Wygrywa zawsze mądrość jako cnota nadrzędna! Głupota winna być obiektem drwin ,pariasem a dziś jak widzimy tę miernotę wynosi się na ołtarze i klęka przed nią jakprzed złotym cielcem.!
    Wygrywa ten co wierzy w Boga ,ale w Boga ludzi twórczych ,miłosiernych patrzących na dolę i niedole maluczkich. Bóg nie kocha przegranych! On nie zaleca NADZIEI jako panaceum na własną niechęć i strach do życia. Bóg nie potrzebuje przegranych bijących w samobójcze tony “(..) kościelne i „łzawo-narodowe” odruchy obronny „stanu posiadania” – ksenofobia, nietolerancja, zaściankowość myślenia, które wzmocniły typowe dla ortodoksji katolickiej idee „jedynie słusznej prawdy”. Bóg szuka tych co wstają z kolak a nie tych co “leżą krzyżem”.
    Wygrywa tradycja ,rodzina ,przyjaźń-wszystko to od czego uciekamy ,do czego zachęca nas kloaka masowej indoktrynacji (internet tv radio kolorowa prasa)
    Polacy dziś myślą że trafili z ciemnoty ,miernoty i beznadziei walonkowo-kufajkowej komuny samogonem stojącej na lśniące salony nauki ,wzniosłej idei i postępowej europejskiej rodziny.
    Polacy trafili owszem ,ale do ciągnących się po horynoznt blaszanych hal gdzie są mobbingiem i niewolniczą pracą rozjeżdżani do kresu sił. Polacy są pozbawieni jakiejkolwiek opieki (sądy ,opieka medyczna,ochrona mundurowa -policja,wojsko). WE WŁASNY KRAJU JESTEŚMY OBCY! POMYSŁEM NASZYCH DECYDENTÓW NA NARODOWE SZCZĘŚCIE JEST EMIGRACJA!
    Czy mamy szansę na powstanie z kolan?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*