Heil covid! 2020 – świat pod znakiem zapytania (4)

Zbrodnia w imię zwycięstwa!

W 1925 r. protokół genewski zabronił używania broni chemicznej i biologicznej, ale nie wykluczał badań nad nią, produkcji i składowania. W okresie międzywojennym w obliczu wzrastającego zagrożenia ze strony nazistowskich Niemiec, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania zainicjowały programy badawcze nad bojowym zastosowaniem zarazków tularemii, wąglika, brucelozy i botuliny. Prace nad rozwojem tych badań nadzorował Winston Churchill.

Pod koniec lat 80. XX wieku władze szybko rozwijającego się Tokio postanowiły wybudować w dzielnicy Shinjuku kompleks budynków dla miejskiej administracji. Podczas rozbiórki nieużywanego już obiektu Wojskowej Akademii Medycznej, koparki zaczęły wydobywać z ziemi duże ilości ludzkich kości potwornie zmasakrowanych i zdeformowanych. Przybyłe na miejsce japońskie media zaczęły naciskać na polityków, którzy ugięli się i po raz pierwszy od czasów wojny światło dzienne ujrzała nazwa jednostki numer 731, która w czasie wojny miała na uczelni jeden ze swoich oddziałów. Władze japońskie nie pozwoliły jednak na badania DNA, twierdząc, że są to szczątki zmarłych pacjentów pobliskiego szpitala lub jeńców z czasów wojny, których ciała przywożono tu z terenów okupowanych w celach edukacyjnych. Władze sprawę wyciszyły na tyle skutecznie, że dopiero w roku 2006 za sprawą byłej pielęgniarki, pani Toyo Ishii, która w 2006 r. przyznała publicznie, że tuż przed kapitulacją Japonii w 1945 r. była świadkiem zakopywania w pośpiechu wielkich słojów, w których znajdowały się zanurzone w formalinie ludzkie szczątki. Rząd japoński długo zwlekał z pozwoleniem na zbadanie tego terenu przez archeologów, zgodził się dopiero w 2011 r. Amerykańskie władze, okupujące Japonię do dziś, oczywiście nabrały wody w usta. Jednostka 731 oficjalnie nosiła nazwę Departament Zapobiegania Epidemii i Oczyszczania Wody, założona została w Tokio w 1932 roku przez Cesarską Armię Japońską pod kierownictwem Shiro Ishii, eksperta w dziedzinie bakteriologii. Deklarowanym celem jednostki było wspieranie żołnierzy poprzez łagodzenie ryzyka śmierci i okaleczenia poprzez infekcje; problem, który odpowiadał za więcej zgonów wojskowych niż walki. Japonia była na czele badań medycznych w tym zakresie, a podczas wojny rosyjsko-japońskiej 1904-05 poczyniono zdumiewające postępy w tej dziedzinie.

Na papierze Jednostka 731 wyglądała jak kontynuacja tej dumnej tradycji. W rzeczywistości japońscy żołnierze i lekarze wojskowi zamierzali stworzyć piekło na ziemi. Shiro Ishii miał ambicję dokonywać szalonych postępów w nauce – pomagać miały mu w tym żywe „szczury”, w postaci jeńców wojennych. Japońska ekspansja w Azji zaczęła się od Mandżurii. To właśnie tam, w latach 30. XX wieku, cesarskie wojsko stworzyło pierwsze laboratorium, w którym „królikami doświadczalnymi” mieli być chińscy więźniowie. Chodziło o badania na bronią chemiczną i biologiczną. Pierwsze laboratorium powstało w obozie Hong Ma, w opustoszałym miasteczku niedaleko Harbinu (największe miasto Mandżurii). W 1936 roku Ishii, awansowany na pułkownika, miał już dość środków i wpływów, by uruchomić spory kompleks badawczy. Powstał on w wiosce Pingfan pod Harbinem. Na obszarze paru kilometrów kwadratowych, odizolowanym murem i drutem kolczastym, Japończycy zbudowali laboratorium, pawilon więzienny, fabryczkę broni chemicznej oraz bakteriologicznej, a także piec krematoryjny. Ishii miał także do dyspozycji poligon do ćwiczeń w terenie oraz eskadrę samolotów z pilotami. Ishii zgromadził elitę lekarzy i naukowców, ściągniętą z japońskich uczelni, a także pracowników cywilnych – w sumie parę tysięcy ludzi. W ramach różnych oddziałów mieli hodować i produkować zarazki chorób zakaźnych, prowadzić próby laboratoryjne i polowe, a także testować środki przenoszenia (aerozole, specjalne porcelanowe bomby lotnicze). Ośrodek w Pingfan nie był jedyny – inne powstają m.in. pod Nankinem, Changchun (ówcześnie Xinjing), nawet w Singapurze. Wszystkie bez skrupułów wykorzystywały ludzi w roli królików doświadczalnych. Sprowadzaniem do laboratorium osób do eksperymentów zajmowała się służba bezpieczeństwa Kampeitai.

W Jednostce 731 i podobnych ośrodkach ofiary były określane jako maruta – „kłody”, „klocki drewna”. Więźniowie tracili imiona i nazwiska. Stawali się numerami, co ułatwiało oprawcom nie tyle ewidencję, co opisywanie doświadczeń. Więźniom w Pingfan wszczepiano zarazki: cholery, tyfusu czy dżumy. Ofiary zarażone dżumą w ciągu paru dni chudły w oczach, a skóra robiła im się niemal czarna. By sprawdzić i wzmocnić zjadliwość poszczególnych szczepów, zarażano chorych między sobą. Jeśli ktoś wyzdrowiał, czekały go kolejne testy – aż do śmierci. Prowadzono także próby na poligonie. Polegały na tym, że do pali gdzieś w polu przywiązywano kilkunastu więźniów, a potem zrzucano na okolicę bomby z pchłami przenoszącymi bakcyla choroby. By taką broń spreparować, trzeba było najpierw przygotować hodowlę tysięcy zakażonych szczurów, na których pchły mogłyby pasożytować. Kobiety zapładniano, a następnie usuwano płody w różnych etapach ciąży. W trakcie ciąży zarażano je także syfilisem i obserwowano, jak choroba się rozwija. Testowano na żywych ludziach urządzenia do dezynfekcji ogniem. Wycinano organy wewnętrzne, by sprawdzić, bez których człowiek może przeżyć i jak długo. Pozostawiano ludzi na 40-stopniowym mrozie, aby ich kończyny ulegały odmrożeniu (dopóki przy uderzeniu „nie wydawały dźwięku podobnego do dźwięku deseczki”), a potem próbowano je na różne sposoby rozmrażać. Amputowano ofierze obie ręce, po czym lewą Japończycy przyszywali w miejsce prawej, aby sprawdzić, czy przeszczep się przyjmie. Ludziom wstrzykiwano do nerek koński mocz, przetaczano olbrzymie ilości zwierzęcej krwi, rażono ich prądem, napromieniowywano aparatami rentgenowskimi, wystawiano na działanie gazu musztardowego. Pewien eksperyment polegał na tym, że dwóch ludzi tygodniami dostawało tylko herbatniki i wodę, nie pozwalano im też spać, za to mieli dźwigać 20-kilogramowe worki z piaskiem. Doświadczenie trwało mniej więcej dwa miesiące. Zdarzało się, że „obiektom” strzelano z różnej odległości w brzuch, by potem bez znieczulenia wyjmować kulę. Zmaltretowane „kłody” dobijano na koniec zastrzykiem w serce lub ścinano im głowy szablą.

Na mniejszą skalę eksperymentowano także na amerykańskich pilotach i marynarzach, którzy dostali się do niewoli. Jednym wstrzykiwano malaryczną krew, innym podawano nieznane toksyczne substancje. W Mukdenie ofiarą takich praktyk padło prawie 1,5 tys. alianckich jeńców. Tysiące mężczyzn i kobiet, głównie chińskich więźniów komunistycznych, a także dzieci i starszych rolników, zostało zarażonych chorobami, takimi jak cholera i dżuma, a następnie przed śmiercią usunięto ich narządy do badań w celu zbadania skutków choroby bez rozkładu, który następuje po śmierci. Jednostka 731 gromadziła więźniów na strzelnicy i mordowała ich z różnych odległości za pomocą wielu japońskich broni, takich jak pistolet Nambu 8 mm, karabiny powtarzalne, karabiny maszynowe i granaty. Następnie porównywano wzory ran i głębokości penetracji na ciałach zmarłych i umierających więźniów. Badano w ten sposób również bagnety, miecze i noże. Przebadano również miotacze ognia, zarówno na skórze zakrytej, jak i odsłoniętej. Ponadto w obiektach jednostki utworzono komory gazowe i poddano badane podmioty działaniu gazów nerwowych i środków pęcherzowych. Ciężkie przedmioty zrzucano na uwięzione „kłody” w celu zbadania obrażeń, spowodowanych zgnieceniem, badanych zamykano i pozbawiano pożywienia i wody, aby dowiedzieć się, jak długo ludzie mogliby bez nich przetrwać, a ofiarom pozwalano pić tylko wodę morską. Dowódca Jednostki 731 ładował ludzi do dużych wirówek i obracał je z coraz większą prędkością, aż tracili przytomność i / lub umarli, co zwykle miało miejsce około 10-15 G., chociaż małe dzieci wykazywały mniejszą tolerancję na siły przyspieszenia.

Pamiętajmy, że trwała wojna a wojsko japońskie potrzebowało broni skutecznej, nie licząc się z kosztami strat ludności cywilnej. Japończycy próbowali używać broni biologicznej już podczas walk z ZSRR, m.in. zakażając rzekę, płynącą w stronę granicy pałeczkami tyfusu i cholery. Używali jej także przeciw Chińczykom – wiadomo o przypadku, gdy przed własnym odwrotem skazili grunt zarazkami wąglika, ale epidemia sięgnęła także ich oddziałów. 4. października 1940 r. japońskie bombowce rozrzuciły łuski – każdą załadowano 30 000 pcheł – nad chińskim miasteczkiem Quzhou. Świadkowie ataku wspominają, że drobny czerwonawy pył osiadał na powierzchniach całego miasta, a następnie wystąpiła wysypka bolesnych ukąszeń pcheł, które dotknęły prawie wszystkich. Ze współczesnych przekazów wiadomo, że w następstwie tego ataku zginęło ponad 2000 cywilów, a około 1000 zmarło w pobliskim Yiwu po tym, jak zaraza została przeniesiona tam przez chorych kolejarzy. W innych atakach z użyciem wąglika zginęło około 6000 osób więcej.

W sierpniu 1945 roku, kiedy po zbombardowaniu Hiroshimy i Nagasaki, Armia Radziecka najechała Mandżurię i całkowicie unicestwiła armię japońską, a cesarz przeczytał przez radio swoją niesławną deklarację kapitulacji, Jednostka 731 została oficjalnie rozwiązana. Specjalistów od broni bakteriologicznej i samą broń wysłano na Saipan tuż przed amerykańską inwazją, ale ich okręt został storpedowany. Zamyślano też w ostateczności zrzucić ładunki biologiczne m.in. na Australię i Indie.

Dowództwo Jednostki 731 przystąpiło do zacierania śladów swojej działalności w Pingfan. Ewakuowano personel, część budynków wysadzono, niedobitki więźniów zagazowano. Oficerowie i naukowcy uciekali na południe, próbując przez Koreę dostać się po cichu do Japonii. Szef programu badawczego, Ishii, sfingował własną śmierć pod koniec 1945 roku i ukrywał się. Kiedy amerykańskie siły okupacyjne dowiedziały się, że Ishii wciąż żyje, nakazały Japończykom wydać go, a śledczy z Camp Detrick rozpoczęli przesłuchania. Początkowo Ishii zaprzeczył przeprowadzaniu jakichkolwiek testów na ludziach, ale wiedząc, że Sowieci również chcieli z nim rozmawiać, a ich metody mogą nie być tak łagodne, przyznał się. Później zaproponował ujawnienie wszystkich szczegółów swojego programu w zamian za immunitet przed ściganiem za zbrodnie wojenne. Ishii nie zniszczył jednak raportów z badań, ale wbrew woli przełożonych wywiózł je na własną rękę do Tokio. Było to ryzykowne posunięcie, ale w ostatecznym rozrachunku gra okazała się warta świeczki, bo owe dokumenty stały się kartą przetargową, a sam zespół naukowców miał wkrótce służyć nowemu panu.

Ci, którzy nie zdołali uciec przed Armią Czerwoną, zostali jednak skazani za swe zbrodnie w procesie w Chabarowsku w roku 1946. Były dowódca Armii Kwantuńskiej oraz paru innych oficerów i naukowców dostało po 25 lat łagrów. Wszyscy jednak przeżyli pobyt w niewoli i wrócili do Japonii w 1956 r., a dwa lata później zostali uniewinnieni w ponownym procesie. Podczas procesów tokijskich, prowadzonych przez rząd USA (azjatycki odpowiednik Norymbergi) nie wspomniano o zbrodniarzach medycznych ani słowem. Generał MacArthur dotrzymał słowa! Dowódcy i lekarze, związani z Jednostką 731 i podobnymi ośrodkami, zrobili w powojennej Japonii kariery. Jeden z nich stanął na czele krajowego stowarzyszenia lekarskiego, wielu otrzymało nagrody w kraju i za granicą. Np. Masaji Kitano – podczas wojny zastępca Ishiiego na stanowisku dowódcy Jednostki 731 – został jedną z najważniejszych postaci farmaceutycznego giganta Green Cross. Nie wiadomo dokładnie, co się działo po wojnie z Shiro Ishiim. Niektóre źródła wskazywały, że w Maryland pomagał Amerykanom w pracach nad bronią biologiczną, inne mówiły, że prowadził klinikę w Japonii. Ishii zmarł w 1959 roku na raka gardła w swoim domu w prefekturze Chiba, jako wolny, nigdy nie sądzony za swe zbrodnie człowiek, w wieku 67 lat. Według źródeł,  generał porucznik dr Shirō Ishii jest odpowiedzialny za śmierć około 300 tysięcy ludzi. Co najmniej 200 tysięcy umarło w wyniku działań w Jednostce 731, w tym 3 – 20 tysięcy osób zabitych w eksperymentach i co najmniej 200 tysięcy chińskich cywilów zabitych w tak zwanych badaniach terenowych. Reszta na skutek powojennych epidemii, których praźródłem były „badania” w Jednostce 731. (Cdn.)

Roman Boryczko,

sierpień 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*