Galerniczki i Furie

Prawda, prawda was wyzwoli.

bodajże JP II

 

Francuzi, jeszcze jeden krok, abyście stali się wolni.

Markiz de Sade

 

Świątynie konsumpcjonizmu, pomniki nowego wspaniałego świata, te pałace popkultury – zyskały nieoczekiwane znaczenie i oddane sobie kapłanki. Tak jak w starożytnej Babilonii żony szacownych obywateli oddawały się rytualnej prostytucji, tak nastolatki spragnione dorosłości decydują się (niczym w neolitycznym plemieniu) na rytualne przejście ze świata dziecięcej naiwności do dorosłego świata przedmiotu – towaru – manipulacji.

Furda z tym – dajmy sobie spokój z tymi pre- i historycznymi porównaniami. Cóż, rzeczywistość dostarcza bogatszych metafor niż śniło się reżyserom sitcomów. Film właśnie jako pierwszy pochylił swą stroskaną twarz nad niepokojącym społecznym problemem. W Galeriankach mogliśmy zobaczyć młode dziewczyny, robiące wrażenie strasznie głupich, w dodatku z „zimnych” i „upadłych” rodzin. Puste dziewczyny, uganiające się ze zewnętrznymi objawami luksusu. Konsumpcyjna kultura, rodzice zbytnio poświęcający się pracy zawodowej, niemoralni i przekazujący złe wzorce, oto winni tej patologii. Myli się jednak ten, kto uważa, iż jest to film oskarżycielski i demaskatorski. Status quo, ład i porządek moralny zostaje uratowany. My bowiem, którzy nie daliśmy się zwariować konsumpcyjnej kulturze, korzystając z niej z umiarem i rozsądkiem (wszak wszystko jest dla ludzi), którzy poświęcamy swoim dzieciom wystarczająco dużo czasu (i pieniędzy), którzy wreszcie potrafimy uchronić ich naiwność przed zgubnym wpływem wieloznacznych moralnie dylematów świata dorosłych – my możemy być spokojni i ufnie spoglądać w przyszłość!!!

Cóż jednak, jeśli założymy, że postępowanie „galerniczek” jest sensowne i racjonalne, podyktowane własnym interesem?

Szczur urodzony w kanalizacji ściekowej może długo słuchać od troskliwych rodziców o zielonych i pachnących łąkach (troskliwi rodzice to ci, zajmujący wysoką pozycję społeczną – a zajmują ją nie dlatego, że są troskliwi, tylko są troskliwi… kiedy ją zajmują). Mądry będzie jednak wtedy, gdy zrozumie prawa, rządzące klatką. Kiedy je w pełni pojmie, będzie mógł postępować racjonalnie i zawalczyć o najsmakowitsze kąski.

W świecie ludzi i zwierząt mimikra jest przyjętą strategią przetrwania. Czy starzy ludzie nie mówią: Jak cię widzą, tak cię piszą? Można być groźnym, ale można też wyglądać groźnie. Można być bogatym, ale nieraz wystarczy posiadać atrybuty bogactwa. Nawet Kopciuszek w bajce zyskał „szansę na sukces” dzięki pięknej sukni od wróżki i karecie. Co mają robić współczesne Kopciuszki, do której żadna dobra wróżka nie chce przyjść? Czekać przez wieczne nigdy? Czy moralitety tych, jakich życie jest lekkie, łatwe i przyjemne, są cokolwiek warte. Może więc żyjemy w czasach końca?

Upadek i dekadencja to jego znaki. Z pewnością słychać tętent jeźdźców Apokalipsy, ale nie tu bym upatrywał jej znaków. Historia roi się od podobnych przykładów. Średniowieczne dwory papieskie wywoływały zgorszenie wśród pobożnych i popychały ku herezji. Czy Francja Ludwików, a w szczególności Paryż, nie była, nie był, jednym wielkim burdelem? Czy babki i matki przez pokolenia nie sposobiły swych córek do ról kurtyzan, dziwek, ulicznic? Wszak libertynem był nie ten, co oddawał się orgiom i perwersjom, a ten – kto ostentacyjnie nie szedł później na niedzielną sumę. Jednak czy to nie te właśnie kobiety przyszły do Marii Antoniny, żądając chleba? Czy to nie one tańczyły w rytmie karmanioli, niosąc na pikach głowy arystokratów i wczorajszych królów życia. Czy to nie ich wspomnienie – ludu Paryża – napawało taką trwogą rojalistycznych emigrantów? Może więc dziś wśród cukierkowych „galerniczek” rosną przyszłe rozszalałe Furie? W końcu – czy to moralitety, czy rewolucja uczyniły z Paryża miasto, wielbiące cnoty? – choć z pewnością nie takie, o jakie chodzić może księżom.

Dziś wystarczy otworzyć gazetę, by przekonać się, że życie towarzyskie niewiele dzieli nas od przedrewolucyjnego Paryża. Nawet małe i zapyziałe miasteczka mają bogatą ofertę, by… przeżyć niezapomniane doznania. Jest rynek, popyt i podaż. Także dziecięca i młodzieżowa prostytucja podlegają tym samym prawom.

Może więc powinniśmy mieć pretensje do kuszonych, a nie kuszących, wszak oni tworzą popyt. Z pewnością tak, tak by też nam wychodziło z chrześcijańskiej nauki o wolnej woli. Ale czy najgorszy nawet obozowy kapo nie był tylko ofiarą historii? Czy nasze społeczeństwo nie przypomina wymarzonego Zamku Wolności markiza de Sade? Markizowi nie przyszło jednak na myśl, iż prawo i moralność mogą być największą perwersją władców. Czy ktoś próbujący – choć w części i na chwilę – posiąść kontrolę nad czyimś życiem, nie ucieka tylko przed faktem nie panowania nad własnym istnieniem? I to w zwykłym przyziemnym, społecznym i politycznym wymiarze (by nie babrać się w metafizyce). Może więc – zamiast lamentować nad podłym życiem szczurów – lepiej zepsuć kanalizację, by stamtąd uciekły, albo za pomocą czarodziejskiego fletu wyprowadzić je stamtąd? Oczywiście zaraz znajdą się tacy, co zaczną udowadniać, iż wszak byli już odważni, co mieli nas stąd wyprowadzić. Że lądowaliśmy wówczas w jeszcze gorszym ścieku, że nie ma życia poza klatką i że życie w niej jest zgodne z naszą naturą. Wszystko – być może, choć to całkiem inny temat. Ale niech przynajmniej przestaną skrapiać wszystko mdłymi zapachami, przyozdabiać jaskrawymi obrazkami i na gówno mówić „papu”.

 

Artur Kielasiak

Na zdjęciu: za wieżowcem PŻM szczecińska „galeria” GALAXY – tam wyznawczynie konsumpcji tracą dużo czasu. I pieniędzy…

Pierwodruk: Inny Świat nr 34

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*