Francuski mit nuklearny

 

…pomimo promocji francuskiego mitu nuklearnego ze strony Arevy i przemysłu nuklearnego Stanów Zjednoczonych, szaty cesarza gniją i odpadają…

 

 

 

 

 

 

 

 

Niemal zawsze, gdy piszę o niepraktyczności energii nuklearnej jako realistycznego rozwiązania naszych problemów energetycznych i wywołanych przez człowieka zmian klimatycznych, spotykam się odzewem ze strony czytelników, że energia nuklearna sprawdza się w innych krajach, szczególnie we Francji. Francuski program nuklearny jest często wychwalany jako olśniewający przykład tego, jak świetnie może funkcjonować energia nuklearna – jednak, w rzeczywistości program ten nie jest tak całkiem niezawodny. Nawet gdyby był, atomówki są problematyczne, niezależnie od tego, w który znajdują się kraju. Już sam fakt, iż promieniowanie radioaktywne jest niezdrowe, często może wystarczyć, by liczyć się z krytyką dowolnego przeciwnika. Zapanowanie nad śmiertelnie niebezpiecznym promieniowaniem podczas funkcjonowania elektrowni atomowej zależy przecież całkowicie od czynnika ludzkiego – od momentu, gdy ludzie projektują taki system, aż do momentu, gdy od ludzi wymaga się właściwego posługiwania się nim. Tak się składa, że ludzie bywają zawodni, błędy i zaniedbania się zdarzają. W przypadku zaś energii nuklearnej, drobny błąd może gwałtownie przybrać rozmiary śmiercionośnej katastrofy o ogromnym zasięgu.

Jednym ze Świętych Graalów przemysłu nuklearnego jest zbudowanie bezawaryjnego systemu reaktora, takiego, który na pewno nie uwolni promieniowania. W Stanach Zjednoczonych na poszukiwania takie podatnicy wydali miliardy dolarów i spędzono pół wieku na badaniach i daremnych próbach. We Francji mają miejsce podobne, nawet większe wysiłki – ten brak sukcesów jest rzeczywistością, z jaką boryka się przemysł nuklearny, i jedynie w daleko posuniętych spekulacjach można zakładać, że cel taki zostanie kiedykolwiek osiągnięty.

Kolejny Święty Graal to dostateczne rozwiązanie problemu wysoce szkodliwych i długo utrzymujących się nuklearnych odpadów, będących produktem ubocznym produkcji zarówno energii nuklearnej jak i elementów nuklearnej broni. I znów oba kraje tak samo poniosły porażkę w swych wysiłkach, tyle że stosując inne metodologie prowadzące do innych wyników.

 

Energia francuska

W połowie XX wieku Francja zaczęła przyjmować nastawienie, jakie było wówczas powszechne w otaczającym świecie: energia nuklearna miała być „niemierzalnie tania” i zdolna, by sprostać wszystkim potrzebom energetycznym rozwiniętego świata, nawet w najodleglejszej przyszłości. W roku 1945 Francja ustanowiła Commissariat l’Energie Atomigue (Komisję ds. Energii Atomowej, CEA) w celu nadzorowania wszelkich badań i prac, dotyczących zarówno broni nuklearnej jak i przekształcania energii nuklearnej w elektryczną. Budowa pierwszej elektrowni atomowej rozpoczęła się w roku 1952, zaś produkcja energii na sprzedaż w 1956 – mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ruszyły reaktory amerykańskie. Jednak największy francuski ruch w kierunku energii nuklearnej miał miejsce w roku 1970, kiedy arabskie embargo na ropę naftową wywołała światowe parcie ku alternatywom dla niej. Przywódcy francuscy wykorzystali tę sytuację znacznie wyolbrzymiając prognozowany wzrost zużycia energii elektrycznej i w efekcie instalując 59 reaktorów nuklearnych, które obecnie dostarczają 80% zużywanej w kraju energii elektrycznej. Pieniądze podatników swobodnie wypełniały szkatuły naukowców i developerów, zajmujących się energią nuklearną, zasilały projektowanie i konstruowanie reaktorów, subsydiowały tę gałąź przemysłu, by uczynić opłaty za energią niższymi od faktycznych kosztów jej uzyskania. Dziś Francja jest największym na świecie sieciowym eksporterem energii z powodu swych bardzo niskich (subsydiowanych) kosztów jej generowania. Jednak agencje w to zamieszane jedynie częściowo były zainteresowane budową elektrowni we Francji. Plan zakładał i zakłada nadal, że Francja będzie znacznie wyprzedzać inne kraje nie tylko w wykorzystywaniu energii nuklearnej, ale też w eksporcie reaktorów do innych części świata. Francja miała nadzieję eksportować po jednym reaktorze na każdy u siebie zainstalowany – jednak nadzieje te nigdy się nie zmaterializowały. Jak dotąd tylko dziewięć reaktorów wyeksportowano i ukończono. Jak każda organizacja zajmująca się tak ogromnym przedsięwzięciem, francuskie agencje były niebywale tajemnicze i niewiele informacji ujawniały reszcie świata. Rząd zainteresowany jest kontrolowaniem agencji i organizacji zajmujących się francuskim biznesem nuklearnym, przez co przemysł nuklearny stal się quasi-rządowym – przemysłowym monolitem, zwanym Areva.

Ogromne subsydia legły u podstaw przemysłu nuklearnego w USA, gdzie machina urabiania opinii publicznej ciągle wychwala Francję jako najlepszy przykład odnoszącego sukcesy programu nuklearnego. Jednakże bez zaangażowania ciała nadzorującego, takiego jak marginalnie skuteczna Agencja ds. Regulacji ds. Nuklearnych  (Nuclear Regulatory Agency), problemy z generowaniem energii nuklearnej we Francji nie są odpowiednio nagłaśniane. Francuskie parcie ku elektryczności „niemierzalnie taniej” zaowocowało mitem autonomii energetycznej. Według artykułu w The Bulletin of Atomic Scientists, paliwa kopalne dostarczają we Francji ponad 70% energii ostatecznej (do której wliczamy nie tylko elektryczność), a te są w całości importowane z zagranicy.

 

Michael Welch (kontakt: michael.welch@homepower.com) w ramach działań w Redwood Alliance (Arcata, Kalifornia) walczy z „brudną” energią i zajmuje się promowaniem czystej i ekologicznej energii przyszłości.

 

Michael Welch

 Tłum. Olgierd Dilis

 

Tekst pochodzi z Home Power nr 134/dec. 2009 & jan. 2010

Polski pierwodruk: Inny Świat nr 32

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*