Firmy zastraszają związkowców

 

Decyzja Sejmu o podwyższeniu wieku emerytalnego negowana jest tak przez (co pokazują bezlitośnie sondaże) społeczeństwo RP, jak wielu polityków i związkowców. Po okresie wyciszenia związki zawodowe wracają na arenę polityczną, wykorzystując niezwykle sprzyjający dla siebie moment. Przywykliśmy od kilkunastu lat do tego, że synonimem słowa „związek” są „Solidarność” i OPZZ. Tymczasem po 1989 r. w Polsce ma prawo działać (i działa) wiele central związkowych, niekiedy niewielkich, ale za to aktywnych.
Z działaczką „Sierpnia 80”, panią Iwoną Jankowską, rozmawiam o chwili obecnej ruchu pracowniczego.

Beata Traciak: O związkach zawodowych zaczyna się znowu mówić przy okazji protestów pod Sejmem RP. Protestują członkowie „Solidarności” i ich sympatycy, a przecież ruch związkowy to także organizacje mniej znane i mniej liczne… Reprezentuje Pani jedną z takich niewielkich central związkowych, mianowicie „Sierpień 80”. Dlaczego akurat ten związek Pani wybrała?

Iwona Jankowska: Przygodę z organizacją związkową rozpoczęłam w maju 2011 roku. Przed podjęciem decyzji o wyborze konkretnego związku pisaliśmy do kilku szefów związków (także tych wielkich). Jedyną osobą, która zainteresowała się 10-osobową grupką zapaleńców, był przewodniczący WZZ „Sierpień 80” – Bogusław Ziętek, znany z głośnych akcji protestacyjnych, jak również twardych negocjacji z pracodawcami. Dla wielu z nich pracownik jest jedynie kosztem, który musi ponieść firma i właśnie w taki sposób jesteśmy traktowani. Uważam, iż duże związki zawodowe zarządzane są przez ludzi, dogadanymi z aktualną władzą lub z aktualną opozycją i służą jedynie walce o stanowiska. Nie chcą zauważać problemów, które są w korporacjach codziennością.

Beata Traciak: Czy protesty w Warszawie zasługują na traktowanie serio, czy jest to jedynie (o czym piszą niektórzy publicyści) rodzaj gry o elektorat, gdyż przyspieszone wybory stają się coraz bardziej możliwe?

Iwona Jankowska: Protesty w Warszawie są oczywistą grą o elektorat. Hasła socjalne stały się elementem propagandy w momencie walki o władzę. Żadna ze stron, włącznie z teraźniejszą opozycją, nie ma najmniejszego zamiaru ich realizować. Są to ludzie tak samo związani z aparatem wyzysku społeczeństwa jak i aktualna władza. A protestujących obywateli traktują jako grzbiety, po których będą się dobierać do „koryta”.

Beata Traciak: Po ukończeniu studiów pracowała Pani i działała jako związkowiec w sieci OBI. Czy pracodawcy nadal uważają związki za swojego wroga, który przeszkadza im w lekceważeniu interesów pracowniczych???

Iwona Jankowska: W OBI pracowałam od 2004 roku, po 4,5 latach odeszłam z firmy na własne życzenie, by po 1,5 roku przerwy zwrócić się z prośbą o ponowne przyjęcie. Do tej pory wypomina się mi, że prosiłam ówczesnego dyrektora o powtórne przyjęcie do pracy, aby po dwóch miesiącach zostać członkiem Komitetu Założycielskiego WZZ „Sierpień 80”. Nadal pełnię funkcję zastępcy przewodniczącego w spółce Superhobby Market Budowlany, co pracodawcę bardzo boli, gdyż nie ma nade mną żadnej władzy.

Zarówno Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej jak i Prawo Pracy gwarantują możliwość przynależności związkowej. Jednak, gdy ogłosiliśmy fakt powstania struktur związku, jego członkowie zostali nazwani „gnojami i nierobami”, którym nie chce się pracować i tylko z tego powodu potrzebujemy ochrony, jaką zapewni nam związek zawodowy. W Komitecie Założycielskim było 5 osób z umowami czasowymi. Do maja 2011 pozbyto się w tzw. białych rękawiczkach 4 osób, nie przedłużając z nimi umów. Piątą – a tak naprawdę pierwszą – ofiarą dialogu „Sierpnia 80” z pracodawcą była osoba, którą zwolniono. Sprawa trafiła do sądu pracy i zakończyła się ugodą, zaproponowaną przez pracodawcę oraz odszkodowaniem.

Nieobce są nam też próby zastraszania pracowników, zainteresowanych związkiem zawodowym. Jeżdżąc po marketach południowej Polski byliśmy świadkami szantażu pracowników przez ich przełożonych. Grożono ludziom, że jeżeli będą z nami rozmawiać, mogą się liczyć ze zwolnieniem dyscyplinarnym…

Sieć OBI nigdy nie liczyła się ze zdaniem zwykłych pracowników i bardzo trudno przełknąć jej fakt, że w tej chwili jest zobowiązana do rozmów z przedstawicielami związku.

Szukając pracy przyznawałam się do przynależności związkowej (i jestem z tego dumna) – niestety traktowana byłam jak ktoś, kto może być dla firmy niebezpieczny.

Beata Traciak: Wielu związkowców udziela się też na niwie stricte politycznej. Czy łączenie tego typu działalności nie przeszkadza, by należycie dbać o interesy pracowników?

Iwona Jankowska: Absolutnie nie. Stoję na stanowisku, że te dwa działania powinny się uzupełniać, a ramię polityczne powinno być tym, które dąży do realizacji postulatów związkowych, tych prawdziwie socjalnych. Oczywiście nie mogę mówić w imieniu wszystkich związkowców, którzy udzielają się także partyjnie. Jestem członkiem Polskiej Partii Pracy i uważam, iż każdy obywatel ma prawo do swoich poglądów i ich wyrażania. A PPP szczególną wagę przywiązuje właśnie do spraw pracowniczych.

Beata Traciak: Związki to w krajach o rozwiniętej demokracji szkoła samorządności. Coraz więcej z nich domaga się wprowadzenia przez samorządy terytorialne budżetu partycypacyjnego. Taka sytuacja ma miejsce w Kalwarii, gdzie odbyło się 13.05. referendum, z którego Pani właśnie wróciła. Co możemy już powiedzieć o przyczynach i wynikach tego referendum?

Iwona Jankowska: Temat jest bolesny i pokazuje jak daleka droga czeka nas, aby Polacy zrozumieli, czym jest odpowiedzialność za kraj, miasto, wieś, gminę, w których się mieszka… Przyczyną zorganizowania referendum, dotyczącego odwołania burmistrza miasta i gminy Kalwaria, była całkowita arogancja w sprawowaniu władzy, brak przejrzystości oraz wiele szczegółowych zarzutów przeciwko aktualnemu burmistrzowi, podnoszonych przez grupę odważnych obywateli, mieszkańców gminy. Niestety, pomimo dużego wysiłku grupy  referendalnej oraz pomocy związkowców (w tym mojej) – frekwencja w referendum była zbyt niska, aby okazało się ono ważne. Przyczyniło się do tego między innymi nawoływanie burmistrza do bojkotu referendum, co może świadczyć o tym, iż bał się, że mieszkańcy będą mieli okazję go ocenić. Miały miejsce także przypadki łamania przez nieznane osoby ciszy wyborczej poprzez rozklejanie setek ulotek, nawołujących do bojkotu referendum. Zimna i deszczowa pogoda również nie była sprzymierzeńcem. Co jednak ważne, zdecydowana większość z tych, którzy zdecydowali się głosować, oddała swój głos za odwołaniem burmistrza.

Fakt, że Polacy nie garną się do działalności społecznej powoduje, że bardzo wiele z lokalnych samorządów w Polsce opanowanych jest przez niemal mafijne grupy cwaniaków na styku władzy i biznesu, grupy robiące świetne prywatne interesy za publiczne pieniądze. Dopóki jako obywatele będziemy na to swoją biernością przyzwalać – nic się nie zmieni.

Beata Traciak: Niedawno brała Pani udział w spotkaniu członków niewielkich związków zawodowych pod Częstochową. Byli tam ludzie m.in. z Federacji Pracowniczej, Inicjatywy Pracowniczej czy Związku Syndykalistów Polskich. Jak ocenia Pani możliwość realnej współpracy niewielkich central, gdzie zarządy nie są „przywiązane do stołków”, ponieważ ich statuty zakładają brak etatów dla zarządów, co ma ograniczyć m.in. możliwość korupcji? Co dzieli niewielkie organizacje związkowe w Polsce, a co je łączy?

Iwona Jankowska: Dzieli jedna z głównych wad Polaków – nieumiejętność współpracy poprzez skupienie się na sprawach ważnych, najważniejszych… Brak umiejętności rozmowy, słuchania siebie nawzajem, dochodzenia do porozumień, trudnych – ale umożliwiających współdziałanie. A bez współpracy nie będzie możliwe wywieranie jakiejkolwiek presji na władzę, oderwaną od elektoratu.

Chciałabym również przypomnieć, że 26. lutego 2012 roku odbyły się akcje solidarnościowe pod marketami OBI – zorganizowane przez Federację Pracowniczą, Związek Syndykalistów Polskich i Federację Anarchistyczną – mające zwrócić uwagę klientów na sposób traktowania zarówno związkowców jak i pracowników przez zarząd i kadrę kierowniczą. Podany przeze mnie przykład w klarowny sposób pokazuje, że współpraca jest możliwa. W tym miejscu chciałabym bardzo podziękować wszystkim organizatorom tych akcji.

Beata Traciak: A ja dziękuję za rozmowę…

 

Z Iwoną Jankowską

rozmawiała

Beata Traciak

 

Źródło: http://www.wiadomosci24.pl/artykul/iwona_jankowska_firmy_zastraszaja_zwiazkowcow_wywiad_233044.htm

 

Jako suplement załączamy inny, niż na zdjęciu, wzór antyreferendalnej ulotki, pozostawiając jego oryginalną pisownię. Choć Kalwarię oplakatowano niemal „całościowo”, dziwnym trafem żadni stróżowie prawa nie zetknęli się z ludźmi, łamiącymi ciszę wyborczą… Nic zaskakującego – są przecież „na służbie”, a ta lokalnie zarządzana jest przez burmistrza Stradomskiego – tego samego, którego w referendum chciano odwołać.

Na pytanie: „Czy jest Pan/Pani za odwołaniem Zbigniewa Stradomskiego Burmistrza Miasta Kalwarii Zebrzydowskiej przed upływem kadencji?” – odpowiedziało tylko 1681 osób, co stanowi 10,75% uprawnionych do głosowania. Referendum jest więc nieważne, bo progu wyborczego nie udało się jego organizatorom przekroczyć. Marną pociechą może być tylko fakt, iż na owe 1681 osób aż 1506 opowiedziało się za skróceniem kadencji burmistrza Kalwarii Zebrzydowskiej.

Sprawdza się stare polskie przysłowie: „Na układy nie ma rady”. Zwłaszcza, jeśli obywatele nie chcą czuć się obywatelami i niczego dokoła zmieniać…

 

  NIE CHCEMY POWROTU STAREGO UKŁADU –

NIE BIERZ UDZIAŁU W REFERENDUM

 

W niedzielę, 20 maja Mieszkańcy naszej gminy, którzy nie wezmą  udziału w referendum będą świętować triumf prawdy nad kłamstwem. Stary układ nie może powrócić. Ich kłamliwa polityka oparta na szykanowaniu nowego burmistrza musiała się spotkać z obojętnością i bojkotem ze strony Mieszkańców.

 

1. Największym kłamstwem jest obietnica, że udział w referendum jest anonimowy. Głupszej rzeczy nie mogli wymyślić, bo przecież idąc do referendum należy wylegitymować się dowodem osobistym przed 10-osobową Komisją a następnie podpisać się nazwiskiem na liście obecności – czy zwolennicy referendum mają nas za idiotów?

2. Kolejną sprawą są wysokie koszty referendum. Dlaczego za tę rozróbę nie zapłacą inicjatorzy referendum, tylko My, wszyscy Mieszkańcy?

 3. Jak wiadomo, prawie wszstkie dotychczasowe referenda lokalne okazały się nieważne. To po jaką cholerę wciągają Nas, Mieszkańców tą bezsensowną grę?

Czy powodem są chore ambicje polityków, którzy przegrali wybory i przyśnił się im powrót na stołki?

STOP KŁAMSTWOM – PRECZ Z REFERENDUM

 głos mieszkańców – podaj dalej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*