Etyka niezależna według Ericha Fromma i Michela Onfray’a (5)

The Sane Society1.4. Rozumienie Boga

Rozważając uczucie ludzkiej miłości do Boga, Fromm przedstawia człowieka jako bezradnego podopiecznego – najpierw matki Ziemi, później dzielnego syna Boga Ojca. Ten proces przebiega analogicznie do procesu rozwijania się dziecka. Pamiętamy, że ojciec przekazuje dziecku pewne wartości i umiejętności, które może ono wykorzystać w życiu. Wiemy, iż ten dar od ojca może być przez dziecko przyswojony i opanowany. Jest pewne, że wielu ludzi do dzisiaj pozostaje w stanie niemowlęctwa,„i stąd wiara w Boga jest dla nich wiarą w śpieszącego z pomocą ojca, dziecinnym złudzeniem.” [1] Liczą na wsparcie Boga, który stanowi dla nich prawdę, miłość i sprawiedliwość. Jeżeli dla człowieka Bóg pozostaje jedynie symbolem cnót i potrafi on myśleć „zgodnie z zasadami- tej – prawdy, żyje zgodnie z zasadami miłości i sprawiedliwościto – uważa, że całe jego życie posiada wartość jedynie o tyle, o ile daje mu ono szansę coraz pełniejszego rozwijania ludzkich możliwości jako jedynej rzeczywistości, która się liczy (…)”. [2]

Fromm przyznaje się do tego, że osobiście nie rozumuje kategoriami pojęć teistycznych, a pojęcie Boga, jest dla niego pojęciem historycznie uwarunkowanym, w którym człowiek w danym okresie wyraził wiarę w swoje rosnące siły, tęsknotę za prawdą, za zespoleniem. We wszystkich systemach teistycznych zakłada się istnienie nadającej sens życiu ludzkiemu i górującej nad człowiekiem dziedziny ducha. W systemach nie-teistycznych (ateistycznych) człowiek pozostaje niezależny od wszelakich sankcji religijnych i metafizycznych. „Sfera ducha nie istnieje ani poza człowiekiem, ani nad nim. Zamiast sfery ducha istnieje – sfera miłości, rozumu i sprawiedliwości, (…) jako coś rzeczywistego jedynie dlatego i tylko o tyle, o ile człowiekpotrafił rozwinąć w sobiete siły w procesie swojej ewolucji.” [3] Życie wobec tego, ma jedynie takie znaczenie, jakie nadaje mu sam człowiek. Będąc niezależnym, człowiek staje się całkowicie samotnym. Samotność tę może przezwyciężyć tylko o tyle, o ile pomaga drugiemu człowiekowi. W tym sensie ludzie dochodzą do porozumienia między sobą. Fromm wierzy, że „konsekwencje ścisłego monoteizmu i nie-teistycznego, bezwarunkowego zaangażowania to dwa poglądy, które aczkolwiek różne, nie muszą się wzajemnie zwalczać.” [4]

Należy jednak zdać sobie sprawę z tego, że ludzie uznający „sferę ducha” za źródło norm moralnych i zaangażowani w sferę życia racjonalnego ateiści – dążą do wzajemnej pomocy w odkryciu „tajemnicy człowieka”, różniącego się od nich. Nakłanianie do uznania źródeł własnych wartości i pouczanie drugiego człowieka nie mają jednakowej wagi w aspekcie zastosowania w rzeczywistości. Jeżeli zaś celem wiary religijnej (tak jak celem wiary w ludzkie możliwości i siły) jest właściwe działanie wobec stosowanych, respektowanych przez wspólnotę norm – to tak ludzie, wyznający wiarę irracjonalną jak po części też i ludzie wyznający racjonalną wiarę – mają, każdy z nich, szansę rozwoju. Wiemy, że gdy człowiek przyswoił sobie już elementy miłości i sprawiedliwości, doszedł wreszcie do momentu, w którym odważa się mówić o Bogu jedynie w poetyckim, symbolicznym sensie. (cdn.)

 

Ala Baster

Przypisy:

[1] Fromm E., O sztuce miłości, tłum. z ang. A. Bogdański, Sagittarius 1996,  s. 65.

[2] Tamże.

[3] Tamże, s. 66.

[4] Tamże.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*