Doskonalenie w służbie represji

 

Chłopcy i dziewczęta ze straży miejskiej i policji

W grudniu ubiegłego roku weszła w życie znowelizowana Ustawa o Straży Miejskiej. Na jej mocy, strażnicy miejscy nie muszą się już ograniczać do przychylnego pouczenia, ale mogą stosować również inne „środki oddziaływania wychowawczego” – jak zwracanie uwagi czy ostrzeganie. Jednak bardziej niebezpiecznie jawi się rozszerzenie kompetencji w zakresie dokonywania kontroli osobistej i przeglądania bagażu legitymowanej osoby oraz użycia konia służbowego czy paralizatora. Kontrola bagażu może być swobodnie podjęta przed odprowadzeniem podejrzanego lub podejrzanej na komisariat policji lub wobec osoby nietrzeźwej, „wobec której istnieje uzasadnione podejrzenie, że może posiadać przy sobie przedmioty, stwarzające zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzkiego”.

Dotychczasowe sposoby stosowania przemocy fizycznej przez funkcjonariuszy publicznych, zwane eufemistycznie „środkami przymusu bezpośredniego”, ograniczały się życzliwie do używania siły fizycznej, kajdanek, pałek wielofunkcyjnych, psów obronnych i ręcznych miotaczy gazu. Po nowelizacji ustawy, obywatel lub obywatelka nie chcący lub nie chcąca ugiąć karku pod autorytetem władzy może serdecznie zostać potraktowany lub potraktowana energią elektryczną, czyli mówiąc zgrabniej, paralizatorem. Ustawodawca przyjacielsko zaznacza, że „strażnik  m o ż e (podkreślenie moje) używać paralizatora zgodnie z instrukcją producenta”, ale najwyraźniej nie musi. Autor instrukcji paralizatora ciepło zaleca stosowanie go na umięśnione części ciała za wyjątkiem klatki piersiowej w okolicy serca i stawów, przykładając go nie dłużej niż minutę do określonego miejsca na ciele. Zalecenia można śmiało modyfikować w zależności od oporności obywatela czy obywatelki na młot władzy. Ustawa rozwiewa również wszelkie wątpliwości strażnika miejskiego przed ewentualnością użycia konia w służbie przywracania porządku publicznego. Jak słodko naiwnie zapewniają nas rządowi prawnicy „rozszerzenie katalogu środków przymusu bezpośredniego stosowanych przez strażników ma na celu ułatwienie realizacji ustawowych zadań”. Jednymi z takich „ustawowych zadań”, alarmuje Federacja Anarchistyczna z Poznania, są zabójstwa policyjnymi paralizatorami obywateli krajów, w których już zostały wprowadzone.

W lutym tego roku, aspirant Andrzej Struj został śmiertelnie pchnięty nożem przez młodocianych bandytów. Wydarzenie to sprowokowało Ministerstwo Sprawiedliwości do zaproponowania zmian w Kodeksie Karnym. Artykuł sto czterdziesty ósmy Kodeksu Karnego wzbogacono o nową kategorię przestępstwa – kwalifikowana zbrodnia zabójstwa funkcjonariusza publicznego. Oznacza to, jak podaje Gazeta Prawna, że zabójstwo funkcjonariusza publicznego będzie karane jako zbrodnia ze szczególnym okrucieństwem. Za taką zmianą stoi twarda argumentacja ministra Krzysztofa Kwiatkowskiego, iż stróże porządku publicznego szczególnie narażeni są na przemoc. Projekt zakładał również rozszerzenie artykułu dwudziestego piątego Kodeksu Karnego, określającego regulacje w zakresie obrony koniecznej. Zmiany dotyczą szczególnej ochrony osób, pomagającym funkcjonariuszom publicznym, czyli – w szerszym ujęciu – konfidentom. Jakby tego było mało, policja domaga się dodatkowych uprawnień do śledzenia i inwigilowania obywateli. Ma to być swoboda w stosowaniu niejawnych metod „kontroli operacyjnej” – jak otwieranie listów i przesyłek, czytanie esemesów i podsłuchiwanie rozmów telefonicznych, nie tylko w stosunku do osób podejrzanych o przestępstwo, ale prewencyjnie w stosunku do każdego i każdej, kto wyda się policji podejrzany lub podejrzana.

 

Na straży ludu

Problem polega na tym, że rozpasanej liście przywilejów i środków ochrony, jakie należą się służbom bezpieczeństwa – nie odpowiada lista zabezpieczeń obywateli przed przemocą tychże służb. W myśl MSWiA obywatele mają być surowo karani za naruszenie nietykalności funkcjonariusza publicznego, dając jednocześnie twardszą legitymację państwowym organom represji do stosowania przemocy. Maciej Bernatt z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w wywiadzie dla dziennika Metro mówi wprost: „[…] po co policji większe uprawnienia do kontroli zatrzymywanych? Już teraz mamy sygnały, że podczas przeszukań dochodzi do nadużyć. Gdyby wzrósł profesjonalizm funkcjonariuszy, mogliby zwiększyć wykrywalność przestępstw bez nowych uprawnień”. Chociaż ja wolałbym widzieć „wzrost profesjonalizmu” wśród obywateli, potrafiących się skutecznie bronić przed przemocą ze strony bojówek państwowych, takich jak straż miejska czy policja.

Niepokojące jest zjawisko, co podkreśla również znany karnista, profesor Piotr Kruszyński, tworzenia prawa na podstawie wydarzeń. Jednostkowe przypadki naruszające niepodważalność władzy, stają się kartą przetargową dla prawodawczych włodarzy na wzmacnianie monitoringu obywateli. Zacieśnianiu pętli państwowej kontroli towarzyszy kwiecista retoryka działania dla dobra społecznego, w trosce o spokój i bezpieczeństwo. Bezczelna propaganda państwowych aparatczyków próbuje nam wmawiać, iż znajdujemy się w sytuacji permanentnego zagrożenia ze strony bandytów. Posiłkując się jednostkowymi przypadkami, jakie zdarzają się zawsze i wszędzie, rządowi decydenci próbują zastraszyć społeczeństwo kręcąc w istocie bat na samych siebie. Ludzie nie będą w nieskończoność uginać karku pod pręgierzem władzy. Działacze i działaczki z sekcji poznańskiej Federacji Anarchistycznej nie mają złudzeń, komentując te nowelizacje: „Rządzący zarówno szczebla lokalnego jak i centralnego powinni zdać sobie jednak sprawę, że im ostrzejsze prawo będą wprowadzać, tym radykalniejsza będzie odpowiedź prostych ludzi na państwowy terror!” A jako najbardziej niebezpieczni bandyci jawią się funkcjonariusze państwowi o coraz większych uprawnieniach represji z immunitetami, uchylającymi ich od wszelkiej odpowiedzialności za nadużycia i łamanie praw człowieka.

 

Troskliwa władza

Wygląda na to, że państwo coraz skuteczniej próbuje terroryzować obywateli, dając do rąk funkcjonariuszy publicznych wygodniejsze i sprawniejsze narzędzia represji. Kontrola, zarówno ta realna jak i jej złudzenie, służą do legitymizacji władzy. Bez tego wali się w gruzy, wzbijając jedynie chwilowy pył hierarchii. Władza, by mogła stać na solidnych nogach, ukonstytuowana wyraźną hierarchią, potrzebuje trzymać lud w ryzach. Coraz to śmielsze propozycje resortów sprawiedliwości w sposobie nakręcania sprężyny represji państwowych, skłania mnie ku refleksji, iż podążamy w stronę państwa policyjnego. Odbywa się to w otoczce zapewnień o trudnych, ale uświęconych decyzjach w majestacie prawa. Decyzjach, dzięki którym poczujemy się jeszcze bezpieczniej i aż dziw bierze, jak mogliśmy przeżyć bez tak kluczowych elementów naszego bezpieczeństwa. Na szczęście władza w porę zorientowała się w potencjalnych zagrożeniach, płynących z samowoli obywateli, podkręcając śrubę represji w obronie przed nimi samymi i przed groźną tendencją do samoorganizacji obywatelskiej. Owa troskliwość władzy przejawia się dziś poszerzaniem uprawnień przemocowych organów państwa.

Tupet z jakim władza wmawia nam konieczność zaostrzania społecznej kontroli – dorównuje bezczelnej retoryce prywatnych korporacji, których produkty są nie dla idiotów. Odmowa łyknięcia gówna w odblaskowym papierku kwalifikuje nas jako wrogów publicznych, wartych potraktowania pałką wielofunkcyjną lub paralizatorem.

 

Łukasz Wójcicki

 

Pierwodruk: Inny Świat nr 32

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*