Dorobek Magdaleny Czenczek pod murami Zamku Piastowskiego w Gliwicach

[…] Czyż nie jest tak, że każdy jest po trosze artystą? Nie jestże prawdą, że ludzkość tworzy sztukę, nie tylko na papierze lub na płótnie, ale w każdym momencie życia codziennego – i gdy dziewczę wpina kwiat we włosy, gdy w rozmowie wypsnie się Wam żarcik, gdy roztapiamy się w zmierzchowej gamie światłocienia, czymże to wszystko jest, jeśli nie praktykowaniem sztuki? […]

 

(Witold Gombrowicz – Ferdydurke)

 

Nie jest przypadkiem użycie słów Witolda Gombrowicza, wszak mowa będzie o sztuce, a także o nim samym. Dlaczego Ferdydurke? Wydaje się, że powieść ta, opublikowana w roku 1937 (z datowaniem 1938)  nie zestarzała się ani trochę, toteż wiele ma wspólnego i mieć będzie z czasem nam współczesnym.

Wernisaż mieszkanki Knurowa, Magdaleny Czenczek, związanej z Ossianart Kozakiewicza, którego otwarcie odbyło się jakiś czas temu – dobiega końca. Już jutro pożegnamy gościnny zakątek Kawiarni Zamkowej 11, przy ulicy o tej samej nazwie, czas bowiem na kolejnych artystów.

Znajomość z Magdą to dziwne zrządzenie losu – wspomina żona właściciela kawiarni, pani Katarzyna Majchrzyk. Magda wraz z osobą towarzyszącą wstąpiła po prostu na kawę, już po chwili wywiązała się między nami rozmowa, dodaje pani Katarzyna. Po zapoznaniu się z pracami artystki zdecydowaliśmy, że obrazy – jak mało które prace – pasują do klimatu naszego wnętrza i oczywiście decyzja mogła być tylko jedna. Robimy wystawę.

Działamy w sumie od niedawna, bo od listopada ubiegłego roku i jest to nasza trzecia wystawa. W naszych założeniach było i jest – aby kawiarnia stała się miejscem, goszczącym sztukę pod wieloma postaciami. Mają tu mieć swoje miejsce poeci, literaci, publicyści, muzycy, malarze – a tak naprawdę wszyscy, którzy mają coś do powiedzenia lub opowiedzenia. Klimat a także samo otoczenie, bowiem kawiarnia jakby przytula się do murów naszej gliwickiej perełki historycznej, ma swoją magię i charakter, który udziela się gościom.

Ktoś wejdzie, zamówi kawę, ktoś się dosiądzie, wywiązuje się rozmowa i oto zupełnie przypadkiem dochodzi do spotkania dwojga artystów, jeden pisze, drugi maluje, a już za chwilę przy stoliku mamy muzyka i gotowy pomysł na kolejne spotkanie. To wszystko dzieje się jakby samo z siebie, my tylko przytakujemy i omawiamy datę recitalu, czy podobnego kulturalnego wydarzenia, dodaje gospodyni tego przepełnionego magią bez cienia przesady miejsca. Z pewnością pomagają mury zamku, bo to od zawsze przyciągało artystów, jednak bez ludzi, obdarzonych pasją tworzenia czegoś wspaniałego, nie byłoby tego, co mamy okazję w tym miejscu przeżywać. Już wkrótce, bo 20. października kolejne wydarzenie dużej miary, bowiem o godzinie 18:00 rozpocznie się tam koncert piosenki aktorskiej a także wystawa Jednego obrazu, dlaczego tak? To niech pozostanie tajemnicą do czasu wspomnianego koncertu – dodaje pani Katarzyna. 16. listopada będziemy świadkami niecodziennego spektaklu, zatytułowanego po prostu Czytanie Gombrowicza, kilka dni później – 24. listopada – można będzie przenieść się w świat poezji, podczas Wieczoru z poezją śpiewaną. To dzięki tym i podobnej miary pomysłom, wąskie uliczki gliwickiej starówki nabierają nowego blasku. Gliwicka Jesień Kulturalna kwitnie kolorami namalowanych obrazów i pięknej muzyki.

Trudno jest w dużym mieście o zakątek, w którym można oddać się kontemplacji, rozmyślaniom. Gliwicom to się udało.

PRZEJMUJĄCA CISZA DZIELNICY DODAJE TEMU MIEJSCU SWOISTEGO UROKU. W STRONĘ ZAMKU BIEGNIE MŁODA DZIEWCZYNA, TARGAJĄC POD PACHĄ OGROMNY POKROWIEC. Z PLECAKA WYSTAJĄ NARZĘDZIA ARTYSTY, A W DRUGIEJ RĘCE POSKŁADANE SZTALUGI. TUŻ OBOK FONTANNY POSTAĆ UŚMIECHNIĘTEGO MĘŻCZYZNY Z PLIKIEM GAZET POD PACHĄ. PYTAM CZY MOGĘ ROBIĆ ZDJĘCIE, ROBIĆ – WOŁA, TO PRZECIEŻ STARE MIASTO, TU NIKT NIKOMU NIE ZROBI KRZYWDY, ŹLE NIE NAPISZE, TU ŻYJE SIĘ PO STAREMU, BRAT CZŁOWIEKOWI BRATEM. POTEM MACHA PRZYJAŹNIE RĘKĄ i ODCHODZI, PEWNIE REDAKTOR, IM CIĄGLE SIĘ SPIESZY. GLIWICE, MIASTO NAUKI, NA WSKROŚ NOWOCZESNE I PRZYJAZNE. TU ZALEDWIE 500 METRÓW OD ZAMIERZCHŁEJ HISTORII WSZYSTKO SIĘ ZACZYNA. TAK TU BYŁO, JEST I NIECH TAK ZOSTANIE…

Odwiedźcie tę dzielnicę, a z pewnością już po chwili potwierdzicie moje słowa, zaś kawiarnia pod numerem 11 stanie się stałym miejscem Waszych odwiedzin. Nie należy tych słów przyjmować jako reklamy placówki, a raczej jako wskazanie miejsca, gdzie nie zapomniano o tym, co dla nas jest rzeczą najważniejszą, o nasyceniu naszego wnętrza pięknem, którego tak bardzo dzisiaj brak jest nam wszystkim.

 

Tekst i zdjęcia:

Tadeusz Puchałka

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*