Czy w gminie Grabowiec naprawdę chodzi o gaz?

 

Do niedawna myślenie życzeniowe polskich publicystów i historyków kierowało ich piórami na długo po zaistniałych faktach. Ci, którzy strajkowali w roku 1980, doskonale wiedzą, o czym piszę. Od czerwca do końca sierpnia 1980 r. stawało wiele zakładów, ale przyczyny takiego stanu spraw były zupełnie prozaiczne. Wzrosły ceny stołówkowych obiadów, gdyż wzrosły ceny w ogóle.

To wystarczyło. Dopiero, kiedy za bramami fabryk pojawili się tzw. doradcy, zaczęto „dorabiać tło”. Już inne, polityczne. Kim byli owi doradcy i dlaczego bez kłopotów, jak Lech Wałęsa, znaleźli się raptem po drugiej stronie zakładowych ogrodzeń, wśród zdezorientowanych robotników – można się tylko domyślać. Większość dokumentów zniszczono, inne sfałszowano, a zwolennicy lustracji nazwani zostali w polskojęzycznych mediach „oszołomami”. Wielu moich kolegów do dziś śmieje się, słuchając opowieści o początkach „Solidarności”, bo wiedzą o tym, o czym milczą „uczeni w piśmie” – strajki wybuchły, bo nowe, wyższe ceny gwarantowały obniżkę standardów życiowych. A konsumpcjonizm jako pierwszy rozbudził w Polakach już Edward Gierek, nim sam stał się ofiarą proponowanej społeczeństwu drogi.

Dzisiaj historię fałszuje się na bieżąco. Tzn. rzeczywistość sobie, a media sobie. Rzeczywistość jest biała – wg prasy: czarna. Wokół nas pachnie bagnem, mass-media pieją nad zapachem lawendy… Nie mniej, niestety, szkód niźli dobrze opłacani merdacze piórami wielkich koncernów czynią… idealiści.

Czytam oto opracowany przez Damiana Żuchowskiego artykuł http://wolnemedia.net/ekologia/mieszkancy-zurawlowa-zablokowali-prace-chevronu/ i spotykam nagle nierzeczywistą rzeczywistość. Nie, nie będę nikomu wmawiał, iż mieszkańcy gminy Grabowiec kochają Chevron i wiertaczy z Praktibudu Tomaszów. Nie kochają i nie zamierzają pokochać, to akurat prawda.

Rzecz w świadomości. Red. Żuchowski nie był pewnie na miejscu „buntu” rolników, powiela to, co już zostało napisane. Jeśli jednak jest zdania, iż główną przyczyną protestu i blokad była wiedza grabowieckich chłopów na temat skutków szczelinowania dla lokalnego systemu wodonośnego, to daleki jest od prawdy.

Jest mi o tyle łatwiej, iż stamtąd pochodzę. Z tymi ludźmi rosłem, chodziłem do szkoły, spotykam się z nimi nadal na pogrzebach czy przy weselszych okazjach. Nie powiem, że co tydzień, ale to wciąż moi koledzy czy krewni. O przyczynach protestu rozmawialiśmy również. W gronie, gdzie przy jednym stole siedzieli inżynierowie mechanizacji rolnictwa i zwykli „uprawiacze” ziemi.

Owszem, mentalność tu kresowa. Odczuł ją Bierut, gdy jego aktywiści wracali z okolic Grabowca z nabijanymi gwoźdźmi sztachetami w plecach. Trudno tam było, jak i na całej Ziemi Lubelskiej, o założenie PGR-ów. Zwłaszcza, gdy się weźmie pod uwagę morze przelanej o tę ziemię, ICH ziemię, krwi. O ukraińskich rezunach pod Hrubieszowem wciąż się pamięta, choć chcą o tym zapomnieć nieroztropni politycy. Także wbrew prawdzie historycznej…

Przyzwolenie na działalność Chevronu dał Waldemar Pawlak, jako odpowiedzialny za ten akurat sektor wicepremier. O tym rolnicy wiedzą. Wiedzą też, jakie były i są skutki innego typu działalności – myślę o górnictwie węgla kamiennego (wielu „stąd” ma za sobą epizod śląski, ja także). Górnicy węgla kamiennego nie wykupują ziemi, pod powierzchnią której wydobywają urobek. Potem wali się Bytom, Wałbrzych czy nikną jeziora Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego. I o odszkodowania za szkody górnicze każdy właściciel gruntu musi walczyć indywidualnie. Pozwy zbiorowe dopiero zyskały moc prawną i nim się przyjmą w praktyce, minie wiele lat. Szanse na wygranie walki z kopalnianym molochem są nieduże – górnicy mają swoich prawników, opłacanych etatowo. Ich pracę wlicza się w cenę węgla.  Rolnik, czy właściciel innej działki musi za usługi prawne płacić z własnej kieszeni. Toteż albo zgadza się na śmiesznie niskie rekompensaty kopalni, albo wręcz sprawę przegrywa i dodatkowo musi ponieść koszta swojej „bezczelności”. Tak to wygląda w praktyce, sam jestem w trakcie podobnej sprawy z KWK w Bogdance i jej końca wciąż nie widać.

Płacą za ziemię kopalnie węgla brunatnego, tam jednak sprawa jest jasna – do urobku dociera się od góry, wybierając nadkład wielkimi kroczącymi koparkami. Czyjaś „ziemia” fizycznie przestaje istnieć. Nie ma upraw czy domostw, jest wielki dół.

Chevron (i jemu podobne, koncesjonowane już spółki) postępuje niczym gwarectwa węgla kamiennego. Działa oficjalnie POD ziemią, toteż płacić za nią nie zamierza. Co najwyżej na czas prac wiertniczych jakiś areał może wydzierżawić, by po skończeniu badań natychmiast się z niego wycofać.

Tymczasem po ciężkim sprzęcie wiertaczy pozostają zdewastowane kilometry i tak marnych lokalnych dróg, zniszczone pola i wśród nich zaplombowane otwory, które nie są już własnością konkretnego rolnika, tylko spółki wydobywczej.

W dodatku do każdej z tych plomb o każdej porze roku czy dnia i nocy właściciel ziemi ma zapewnić dostęp, czyli liczyć się codziennie z możliwością powrotu ciężkiego sprzętu na jego areał. Owszem, jakieś symboliczne odszkodowanie od takiego Chevronu dostanie. Tak symboliczne, że o wyrównaniu strat mowy nie będzie. W dodatku zacznie niszczyć swój prywatny sprzęt na zdewastowanych polnych i lokalnych drogach. Za to nie zapłaci nikt, a gminie przybędzie kolejny problem do SZYBKIEGO rozwiązania. Licencji poszukiwawczych nie otrzymały firmy państwowe, tylko PRYWATNE spółki, mimimalizujące wydatki. Toteż rolnicy gminy Grabowiec doskonale wiedzą, iż czeka ich wiele spraw sądowych z mizernym wynikiem.

Dopóki nie ustali się jasno prawnej sytuacji ziemi, gdzie szykowane są odwierty, rolnicy będą walczyć o… swoje. Rozwiązaniem, jakie zaakceptują, jest po pierwsze obligatoryjny wykup ziemi przez Chevron i to po cenie terenów przemysłowych, bo taką wszak funkcję ma ona pełnić. Wykup notarialny, po cenie w tym przypadku circa 150 000 zł za hektar.

Po drugie firmy po wykupieniu ziemi pod swoje prace badawcze muszą zadbać o nawierzchnię dróg dojazdowych – wystarczy, iż ułożą tam betonowe płyty. Z tego rolnicy będą wręcz zadowoleni. Ekonomia wskazuje jednak, iż tak wielki ciężar finansowy (oczywiście możliwy przez spółki do poniesienia) będzie skutecznym straszakiem. Każdy odwiert to ryzyko niepowodzenia, a firma zostanie później z niepotrzebnym jej już do niczego gruntem, który albo ktoś od niej wydzierżawi (bo raczej nie wykupi), albo i nie.

Jeśli te warunki Chevron w gminie Grabowiec spełni, może być Pan pewien, redaktorze Żuchowski, iż protestować będą wyłącznie jednostki i opór przestanie mieć wymiar społeczny.

Skutki skażenia chemicznego i zniszczeń geologicznych są dla rolników abstrakcją. Interesuje ich własność ziemi lub godziwa zapłata w przypadku jej utraty. Idealiści jako chłopi nie sprawdzają się nigdzie. Zwłaszcza na niespokojnych Kresach Rzeczypospolitej.

 

Edward L. Soroka

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*