Cyfryzacja (6)

Naprawdę przejawy świadomości rzeczy znajdowałem w kilkuzdaniowych komentarzach internautów. Przykłady:

~Res  (…) Likwidacja obrotu gotówki śmierdzi na kilometr pomocą dla banków w doliczaniu marży do każdej transakcji. Nienawidzę Banków, uważam, że jesteśmy przez nie okradani. Dlaczego Rząd zmusza mnie do współpracy z nimi?

 

~sw   (…) „Cyfrową Polskę” można będzie realizować dopiero wtedy, gdy banki będą w polskich rękach.  

 

Rozczochrany  Jeśli umieścimy kartę ubezpieczenia zdrowotnego na karcie bankomatowej, to banki będą miały wgląd w nasze dane medyczne. Dane dotyczące zdrowia i leczenia są bardzo wrażliwe i (…) dla instytucji finansowych są bardzo wiele warte. Na tyle cenne, by stworzyć odpowiednie oprogramowanie do sczytywania tych danych obywateli bez ich wiedzy.

   Ale właśnie nie sięga się po ten możliwy potencjał, nie organizuje się publicznej debaty na ten temat – debaty z intencją szukania rozwiązań. Najwyraźniej plan jest taki, aby Polakom zaaplikować owe rozwiązania bez konsultacji i stawiając społeczeństwo niejako pod ścianą, przedstawiając te rozwiązania jako oczywisty etap rozwoju, bezdyskusyjny, do bezwarunkowego przyjęcia.

   A – niestety – uważam, że żyjemy nadal w długim cieniu PRL – w kulturze ominięcia. PRL był sowiecką okupacją, Polacy byli przez te dziesiątki lat pozbawieni normalnej Rozmowy i kształtowani przez kulturę przemilczenia, kompromisu, kulturę ułomną, omijającą to, co naprawdę – żywotnie ważne. A kultura III RP jest tego stanu rzeczy kontynuacją. Niestety także społeczeństwo jest do tego wdrożone, nie upomina się o Rozmowę, nie upomina się o poważne media, w których sięga się do meritum, informuje – ale i wypracowuje sposoby działania. Po 1989 roku media zostały ponownie ukradzione, Polacy nawet nie mają ogólnie wyobrażenia – jak mogłyby wyglądać, jakim mogłyby być narzędziem społecznej komunikacji i załatwiania wspólnych spraw. Niestety, publiczne media zajęte są na przykład produkcją usypiających seriali. Miliony ludzi śnią swój sen, kompletnie nie rozumiejąc, że za chwilę wsadzi im się – jak byczkom – kółka w nosy. Utrzymują media, które nie wypełniają swojego zobowiązania.

   W PRL właśnie szczególnie tępiono charakter – bystrość, umiejętność rozpoznania, co jest ważne, rozmowy o tym, reagowania. Zarazem to były dziesięciolecia poczucia bezsilności, beznadziejności, przyzwyczajenia do tego – w tym sensie – bezruchu.

   Społeczeństwo raczej, jak za komuny, skłonne jest psioczyć po kątach – temu przyzwyczajeniu współcześnie odpowiada charakter Internetu – anonimowych komentarzy.

   I tu rola mediów jest ważna, szczególna, właściwie jedyna, bo jak trudno jest szybko przestawić cały system kształcenia, te rzesze ukształtowanych peerelem, wdrożonych do tego biernego trybu nauczycieli i przez nich ukształtowanych następnych – tak poprzez media stosunkowo nieduża liczba ludzi może zrobić wiele. No, ale przecież wiedziano o tym – toteż mediów i kultury starannie przypilnowano.

   Owo wdrożenie Polaków, ukształtowanie przez totalitaryzm, widać dobrze na przykładzie właśnie dowodów osobistych. Nawet nam, jako społeczeństwu, przez myśl nie przeszło i nie przechodzi, że dowodów mogłoby nie być – w ogóle. Mamy wdrożoną konieczność dowodu, przekonanie o oczywistej niezbędności dowodu, mamy to głęboko „zracjonalizowane”. Każdy produkt musi mieć metkę.

   Na przykład w Wielkiej Brytanii dowody osobiste wprowadzono na czas II wojny światowej – z oczywistych względów bezpieczeństwa, ale po wojnie społeczeństwo nie życzyło sobie tej szykany – zniesiono tedy obowiązek posiadania dowodu. Ponownie wprowadzono go w 2006, motywując zagrożeniem terrorystycznym, ale w 2010 znów zniesiono. Niestety, my nie mamy takiej wyobraźni, że przecież można żyć bez dowodów. Czemu mamy w swoim kraju, w swoim domu, przymus legitymowania się – iż my to my? Czemu mamy być opieczętowani, sztorcowani, stawiani do pionu? Podobnie przez jakże wiele lat utrzymywane jest „przywiązanie chłopa do ziemi” obowiązek posiadania stałego zameldowania – absurdalnie, wbrew tak zasadniczym i głębokim zmianom w życiu ludzi – podróżom, zmianom miejsc pracy, pobytu (wynajmy), emigracji etc. – ciągle ten obowiązek. Przecież każdy dobrze wie, że tam, gdzie potrzebne jest podanie adresu – na przykład do korespondencji w sądzie – jest w jego interesie ten adres podać i korespondencję odbierać – bo jeśli nie, to poniesie konsekwencje. Wysilone są również inne argumenty – rozliczenia podatkowe czy głosowania – po prostu obywatel zgłasza z prawnie ustalonym wyprzedzeniem, gdzie się rozlicza – i to jest jego sprawa, żeby się z tego wywiązać. I gdzie głosuje. Po co ta meldunkowa biuralicja, jakie są jej koszty – ale przede wszystkim: cóż to jest za obyczaj, co to za feudalne traktowanie? Dlaczego ten przymus? Czy obiecywane od lat zniesienie tego obowiązku przeciągane jest do momentu, kiedy będą chcieli ludzi „chipować”? Wtedy powiedzą: znosimy obowiązek meldowania się, jesteście wolni?

   Nawyk z policyjnego państwa i „racjonalizowanie” tego nawyku pozornymi argumentami. Ja osobiście nie mam problemu z obowiązkiem posiadania dowodu osobistego, nie wadzi mi. Jeśli miałoby to ułatwiać organizację życia – niech sobie będzie. Ale, niestety, problem jest w tym, że Polacy jako naród, jako społeczeństwo, z powodu tego przyzwyczajenia do wymogów policyjnego państwa mogą dać się bez refleksji, bez zdania racji – „ochipować”, przyjmując to jako oczywistość. I jako oczywistość przyjmując ten tryb, w jakim się nam to przygotowuje – bez pytania, bez konsultacji, bez jakiejkolwiek o tym rozmowy. To jest niebywałe.

   Naprawdę, do znudzenia powtarzane jest przysłowie o Polaku mądrym po szkodzie – ale, proszę Państwa – tym razem już tej możliwości nie będzie – by być mądrym po szkodzie. Mądrym można być w tym przypadku wyłącznie przed szkodą. Po tej szkodzie już nie będzie to możliwe.

                                                                         Zbigniew Sajnóg

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*