Bogate państwo biednych ludzi

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ludzka bieda i jej skutki

Dziewczynka z zapałkami, Janko Muzykant, Antek, Jaś nie doczekał, W piwnicznej izbie… Oto parę utworów wyrazistych o ludzkiej biedzie, ubóstwie, o poniewierce, skrajnej nędzy ludzi ze środowisk, zepchniętych na margines życia społecznego skutkiem – że tak powiem – niedoposażenia naturalnego i pozostawienia ich samym sobie. Opuszczeniu tego środowiska przez resztę społeczności – tej społeczności – której natura walorów użytkowych nie poskąpiła. A przecież tak jedni jak i drudzy – niby ci lepsi i ci gorsi – przynależą do tej samej społeczności, żyjącej w zorganizowanym związku, zwanym państwem.

Definicja owego tworu brzmi: „Państwo jest przymusową organizacją, wyposażoną w atrybuty władzy zwierzchniej po to, by ochraniać przed zagrożeniami zewnętrznymi i wewnętrznymi ład, zapewniający zasiedlającej jego terytorium społeczności, składającej się ze współzależnych grup o zróżnicowanych interesach, warunki egzystencji korzystne odpowiednio do siły ich ekonomicznej pozycji i politycznych wpływów.” Tę definicję państwa – spośród wielu – wybrał i uznał za najbardziej odpowiednią nasz politolog Mariusz Gulczyński. Są i inne, zbliżone.

Do mnie – nie politologa – taka definicja jest definicją niewystarczającą do zrozumienia roli państwa, jaką ma ono spełniać wobec społeczności w nim żyjącej. Tak na chłopski rozum, z definicji tej wynika, jakoby zapewnienie przez państwo warunków egzystencji poszczególnym grupom społeczeństwa uzależnione było od siły, ich ekonomicznej pozycji. Nie można jednak z niej wydedukować, jaka ta zależność jest – wprost proporcjonalna, czy odwrotnie proporcjonalna? W oparciu o obserwacje własne, z doniesień prasowych, jak również z tych wyżej przywołanych utworów literackich, należałoby uznać, że zapewnienie warunków egzystencji obywatelom jest wprost proporcjonalne do siły ich ekonomicznej pozycji. Najbardziej przekonywującym dowodem o słuszności uznania zależności wprost proporcjonalnej są przywołane utwory literackie. Ich bohaterowie poginęli marnie, ponieważ państwo – nie odczuwając oddziaływania siły ich ekonomicznej pozycji – także nie poczuło się w obowiązku zapewnienia im warunków egzystencji, umożliwiającej przeżycie.

 

Niezadowoleni i zadowoleni

Czy te dwie przeciwności bytu ludzkiego mogą zgodnie współistnieć? Jak będą się realizować osobnicy z tych dwóch obszarów jestestwa? Jak by nie patrzył, ich realizacja będzie stała ze sobą w sprzeczności. Chyba nikt temu nie zaprzeczy? Są przecież dla siebie nawzajem antonimami. Czyli jedno jest dokładną odwrotnością drugiego. Sięgając do wyżej wspomnianej definicji państwa można by określić, kto i w jakim obszarze będzie się znajdował. Ci, mający większą siłę ekonomicznej pozycji, będą osobnikami znajdującymi się w strefie zadowolenia, a ci, których siła jest niewielka, w strefie niezadowolenia. W państwie funkcjonującym według powyższej definicji siła pozycji ekonomicznej jest samowzrastająca. Bo nikogo nie muszę przekonywać do tego, iż bogactwo daje władzę, a władza przysparza bogactwa. Odwrotnie dzieje się z niską pozycją ekonomiczną. Ta jest samomalejąca. Bo też gorsze warunki egzystencji zmniejszają szansę na dostanie się do władzy. Nie mając władzy, nie można zadbać o swoją pozycję ekonomiczną. A ci, przy władzy będący, na pewno nie przyczynią się do jej wzrostu, jako że działaliby na swoją niekorzyść. Proces taki wywołuje ciągły przyrost – tak zadowolenia, jak i niezadowolenia, czyli wzrost antagonizmów w społeczności państwa.

 

Egzystencja

Egzystencja, to tak jak gdyby utrzymanie się przy życiu, trwanie w środowisku – istnienie i funkcjonowanie w nim. Niewiele się pomylę, jeśli powiem, że wszystkie ścieżki życia prowadzą do egzystencji. Tak mi się zdaje, iż to ona jest determinantem ludzkich zachowań. Ale? Ale do „korzystnych warunków” egzystencji potrzebne są środki. Żeby nie wyjaśniać tego, co jest powszechnie znane, przejdę do sedna i powiem, że tymi środkami są pieniądze. I to od nich zależy nasza egzystencja i w głównej mierze nasz stan emocjonalny. Mając dostateczną ilość pieniędzy będziemy znajdowali się w strefie zadowolenia – chociaż nie zawsze. Ale przeważnie o tym zapominamy i na nic nie zważając kochamy się w pieniądzu. Wszyscy od dawna o tym wiedzą, więc niczego nowego nie odkryłem. Zapewne to prawda, ale prawdą też jest, iż obywatele mający niedostateczne ilości środków pieniężnych, a tym samym niezadowoleni, mogą swoje niezadowolenie w różny sposób uzewnętrzniać, wyrażać. A to z kolei zadowolonym może się nie podobać. No i mamy – bez podburzania, bez inicjowania – konflikt. Konflikt spowodowany – wspomnianymi w definicji – zróżnicowanymi interesami i pochodzącymi od nich antagonizmami. Powiem więc, że skonfliktowane strony nie darzą się sympatią, a tym samym nie będą prawiły sobie komplementów. Ktoś nawet powiedział, iż zadowoleni i niezadowoleni nigdy nie utworzą koalicji – i ja się z tym zgadzam.

 

Co dalej?

Nie tylko może, ale zdarza się, że niedobory siły ekonomicznej pozycji doprowadzą stan emocjonalny niezadowolonych do desperacji. Wtedy z wielką determinacją rzucają się oni na zadowolonych, aby wydrzeć im „kawałek zadowolenia” dla siebie. Wielu ludzi z obrzydzeniem wspomina „komunę”, jaka została wprowadzona w Polsce po II wojnie światowej. Toteż zapytam tych, komunę potępiających, czy w bohaterach wymienionych na wstępie utworów literackich znaleźliby sprzymierzeńców, czy przeciwników? O to, czy dzisiejsi bezrobotni, bezdomni, zamarzający na mrozie i ci wybierający resztki ze śmietników, będą także ich sprzymierzeńcami, nie będę pytał. Jest to sprawa świeża i mogli jeszcze sobie o niej zdania nie wyrobić. Zadam tedy pytanie inne: Czy przypadkiem komuna nie była narzędziem stworzonym przez tych, co chcieli wydrzeć zadowolonym ów „kawałek zadowolenia” dla siebie? I pytanie ostatnie: Czy nie można byłoby utworzyć takiego państwa, które by zapewniało ochronę przed zagrożeniami zewnętrznymi i wewnętrznymi ładu zasiedlającej jego terytorium społeczności, niezależnie od siły ekonomicznej pozycji i politycznych wpływów poszczególnych jego obywateli, czy też grup przez nich tworzonych?

 

Rys historyczny państwa

 

Wzrost społecznego rozwarstwienia

Powoduje wzrost niezadowolenia.

Kolejnym etapem – zdesperowanie.

Po tym – już tylko wzajemne się mordowanie.

 

Tadeusz Śledziewski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*