BODY BROKERS – amerykańscy straceńcy (2)

Body Brokers

Reżyser tego dzieła – John Swab – nie wysilił się bardzo na kino ambitne. W tym przypadku to wielki plus, bowiem ważki temat, jakim jest historia uzależnionego (i to oparta na faktach autentycznych) podana jest w lekki, zawadiacki sposób, cechujący produkcje dla mało wymagających!

Utah, grany przez młodego, obiecującego aktora – Jacka Kilmera i Opal, graną przez Alice Englert, od dawna żyją na ulicy, zmagając się z narkotykowym nałogiem. Życie chłopaka to nieustająca migracja od rodziny zastępczej do rodziny zastępczej, od „gigantu” do kolejnej draki. Oboje z dziewczyną nie mają już hamulców. Napadają na sklepy z bronią w ręku, licząc na godziwy zarobek w drodze po kolejną dawkę heroiny. To nie jest obiecujący styl życia, to nie jest wizja na długie i szczęśliwie życie w związku!

Destrukcja permanentna, upadek człowieka i uzależnienie, prowadzące do sytuacji ekstremalnych! Na ich plugawej drodze pojawia się schludny i zadbany, czarnoskóry mężczyzna w typie kaznodziei. Oznajmia, że kiedyś też był jednym z nich, jednak ktoś podał mu rękę i… to dług, który trzeba spłacić! Zaprawdę piękne i szczytne zachowanie. Wood, grany przez Michaela Kennetha Williamsa,  wyciąga do nich pomocną dłoń, oferując leczenie w klinice odwykowej w Los Angeles.

To zaskakujące, ale chłopak, jaki większość życia spędził na ulicy, kwalifikuje się na tygodniowe leczenie warte kilkadziesiąt tysięcy dolarów, a nie posiada ubezpieczenia. Terapia prowadzona przez psychiatrę, doktor White, to tak naprawdę przykrywka do kolejnych bardzo drogich procedur, wykonywanych na odratowanych narkomanach w ramach wiecznego i ciągłego rolowania – wyjście / powrót i tak w nieskończoność.

By biznes się kręcił i był rentowny, potrzeba kolejnych pacjentów. Najlepiej, by były to dzieciaki z dobrych domów, które zboczyły z kursu wytyczonego przez rodziców i mające ubezpieczenie. Leczenie narkomanów właściwie nigdy się nie kończy, a najzabawniejsze jest to, że z tych setek tysięcy dolarów narkomani, biorący udział w „leczeniu” dostają kieszonkowe w postaci koperty, wypchanej dolarami jako dolę. Czasem mogą również po terapii nabyć od tego samego rekrutera… porcję narkotyków. Wood i jego wspólnik Vin (Frank Grillo) dostrzegają w Utah kogoś więcej, niż tylko kolejnego królika doświadczalnego. Oferują mu pracę naganiacza takich samych dzieciaków, jak on kilka tygodni wcześniej. Pieniądze płyną strumieniami, czeki opiewają na setki tysięcy dolarów prowizji, drogie dżinsy, drogi samochód, wystawne życie, wynajęty apartament, życie jak w korporacji Amway – sukces, sukces, sukces – liczy się tylko sukces.

Telefony dzwonią z całych Stanów, reklamy są wykupywane w nocnym paśmie, gdzie ukojenia szukają zrozpaczeni rodzice, chcący pomóc swym pociechom. Medykamenty, które przyjmują narkomani, nie są przez nikogo sprawdzane, nikt nie weryfikuje kwalifikacji psychoterapeutów, nikt nie sprawdza czy skorumpowany lekarz może wszczepiać w skandalicznych warunkach higienicznych kilkadziesiąt detoksów (po 60 tysięcy za operację brzucha – każda dzielone pół na pół), a dopiero co przywiezieni busem „pacjenci” już snują wizję, iż za kilkaset dolców ktoś ową wszywkę wydłubie… Utah podczas zakrapianego party dostrzega obłudę  działalności swego mentora. Czarnoskóry Wood jest dalej ćpunem, do tego jeszcze rozprowadza prochy – tyle, że dziś to szanowany obywatel z perspektywami. Vin jest groźniejszy, bowiem występuje jako twarz całego procederu – twarz obłudy i kłamstwa! Nawet w obliczu morderstwa jakiego się dopuścili (w imię trwania deszczu pieniędzy) Utah nie rewiduje swoich poglądów i nie widzi większych szans na wyjście z tej groźnej dla niego samego sytuacji! Życie i przypadkowa dawka, jako „złoty strzał”, kończą jego tymczasowy sukces…

To okrutne, że za destrukcję człowieka odpowiadają rządy (skorumpowane przez baronów i oligarchów), potem zaś te same rządy na podstawie pisanych ustaw ustanawiają prawo, mówiące, iż owi nieszczęśnicy mają być leczeni. Ustanawia się programy, metody i cennik. Za leczenie uzależnionych biorą się ci sami, którzy ten narkotyk im wcześniej sprzedali… Niczym w wizjonerskiej prozie Philipa K. Dicka A Scanner Darkly (Przez ciemne zwierciadło) z 1977 r.

Istotą kapitalizmu jest wszak zarabianie! Trzeba stworzyć więc  taki mechanizm, by owo zarabianie było jak najbardziej efektywne i skuteczne!

Roman Boryczko,

czerwiec 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*