Bargłówka – ostatnie westchnienie mijającego lata

Często bywa, że przypadkowe spotkania pozostawiają głęboki ślad w naszej pamięci. Bargłówka nie była tego dnia miejscem z góry przeze mnie zaplanowanym. Wracałem trochę już podmęczony do domu, kiedy nagle zadzwonił telefon. Zjechałem na pobocze, odbieram rozmowę, a tam znajomy głos przyjaciela odzywa się wręcz rozkazującym tonem. „Nie obchodzi mnie jak to zrobisz i gdzie jesteś, ale musisz to zobaczyć i opisać. W mojej wsi dzieją się rzeczy, o których ci się nawet dziś nie śniło.” Skoro Krystian Tischbierek tak gada, to nie przelewki i coś jest na rzeczy. Odpalam moją staruszkę, zmieniam azymut i już po chwili zbliżam się do wspomnianej rodzinnej miejscowości mojego kamrata. Oj, się działo, tak bardzo, że trudno jest opisać to wszystko w kilku zdaniach.

Sołectwo, leżące w granicach gminy Sośnicowice, posiada niewiele ponad 600 mieszkańców, a dzieje się tam tyle, że i całkiem sporej wielkości miasto nie powstydziłoby się podobnej działalności. Miejscowość położona jest w bajecznej scenerii pocysterskich lasów, o krok zaledwie od znanego wszystkim kompleksu klasztornego w Rudach. Z dala od wielkomiejskiego zgiełku mieszkańcy od wieków żyli tam, można powiedzieć, w zgodzie z naturą. Z czasem konia zastąpiły maszyny, zaś uczucie do tych zwierząt pozostało. Dziś organizowane są w Bargłówce zawody jeździeckie o dużej randze sportowej i tych to niesamowitych wrażeń, dzięki pamięci o mojej osobie, dostarczył mi mój przyjaciel…

Okazało się niebawem, iż dzięki zaproszeniu, które otrzymałem, mogłem być świadkiem dużego sportowego wydarzenia, jakim był Puchar Śląska w kategorii Western Rodeo. Dla miłośników tej dyscypliny sportu, których jak się okazało na Śląsku jest sporo, nie jest to nic nadzwyczajnego – jedna z wielu organizowanych w kraju imprez o tej randze, gdzie trzeba być. Dla mnie był to pierwszy kontakt z tym sportem – i to głównie dla takich jak ja postanowiłem coś o tym napisać, bo zaiste, zawody te pozostawić mogą trwały bardzo pozytywny ślad w pamięci każdego z nas.

Trudno relacjonować przebieg wydarzenia o tak dużej randze komuś, kto ma raczej mgliste pojęcie o tej dyscyplinie sportu. Niechaj relacją z przebiegu zawodów i wyszczególnieniem zwycięzców w co najmniej kilkudziesięciu kategoriach, zajmą się profesjonaliści i znawcy przedmiotu. Ja postanowiłem, że napiszę o wrażeniach, jakich doznałem, śledząc wspomniane zawody – a było ich sporo. Ktoś powiedział kiedyś – i słusznie – iż są znane trzy najpiękniejsze rzeczy na świecie: „Kobieta w tańcu, żaglowiec pod żaglami i koń w pełnym galopie”. Ja dodałbym, iż jest jeszcze jedna i to ta najpiękniejsza, którą jest „Kobieta dosiadająca wierzchowca”. Te dwie istoty jakby zostały dla siebie stworzone i chyba wszyscy będziemy zgodni co do tej opinii, nie bez tej chyba przyczyny do tej na pozór męskiej dyscypliny sportu garnie się wiele dziewcząt, a mężczyźni choć zdobywają wiele znaczących nagród, są raczej w cieniu tego sportu.  Zaiste, kobieta na koniu prezentuje się urzekająco, zaś w Bargłówce mieliśmy okazję tego zjawiska doświadczyć podczas sportowej rywalizacji, gdzie zawodnik i koń tworzyć muszą jedną współgrającą ze sobą „całość”.

Zdumiewał poziom wytrenowania zwierząt, łatwo było dostrzec, jak bardzo koń przeżywa swój występ. Skupienie jeźdźca natychmiast udzielało się koniowi, łatwo było dostrzec radość, ale też złość a czasami upór i niepokorę, a więc jakże bliskie nam ludziom są to odczucia – zawodnik zaś w lot rozpoznawał nastrój swojego wierzchowca, to wszystko podczas śledzenia sportowych zmagań na arenie niesie za sobą ogromny ładunek emocji i wrażeń. Finezja wykonywania trudnych ewolucji przez wszystkich zawodników była nieprawdopodobna. Oto potężne zwierzę słucha filigranowej osoby, tańczy w takt muzyki a ruchy tego zwierzęcia można porównać z ruchami baletowej tancerki, pełne są gracji, elegancji. Polecam każdemu przeżycie tego rodzaju emocji, godne są polecenia ludziom młodym, którzy zarażeni tym pięknem mogą stać się nie tylko biernymi obserwatorami, jak ja – lecz stać się wkrótce czynnymi zawodowo zawodnikami tej dyscypliny, która uczy, wychowuje a także pozwala często odnaleźć samego siebie dzięki przyjaźni swojego czworonożnego sportowego partnera, z którym dzielimy życiowe smutki i radości. (Czy to wszystko prawda, czy tylko wymyślone fantazje starego człowieka?). Aby dać świadectwo moim słowom pozwoliłem sobie na wykonanie wielu zbliżeń pyska konia, gdzie widać uśmiech, zakłopotanie a nawet napięcie. Czy aby ktoś mnie doceni, czy i ja otrzymam podobną nagrodę do tej, którą otrzymał mój sąsiad? To wszystko można było wyczytać z oczu i pyska konia.

Piękna to dyscyplina sportu, na pozór nie mająca niczego wspólnego z naszymi tradycjami, a jednak tak bardzo nam bliska dzięki , a z tą przecież się utożsamiamy, my , od wieków. Nawet bierne podziwianie tego niezwyczajnego spektaklu pozwoli wyzwolić w nas dawno zapomniane często pozytywne odczucia, czy też wyrzucone na margines poczucie piękna.

Wizyta na gościnnym Rancho u Marka – Marka Czerwińskiego, bo to na terenie jego posiadłości organizowane są tej wysokiej rangi zawody, była też niebywałą okazją do przeprowadzenia kilku rozmów. Łatwo nie było, bo szczególnie panie stronią od wywiadów i najlepiej czują się w towarzystwie swojego czworonożnego przyjaciela. (Cdn.)

Foto i tekst:

Tadeusz Puchałka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*