Atraktory kontra wirtualne pieniądze (3)

 

Część pierwsza: ATRAKTORY [3]

 

            Wyobraźmy sobie istotę ludzką przeskalowaną tak, że jest dwa razy większa, przy zachowaniu swoich proporcji: jest to struktura, która załamie się pod ciężarem własnych kości. Skala jest ważna.

James Gleick: Chaos

 

Z wielu pomiarów wynika, że obecne, wysokie tempo zmian cywilizacyjnych jest szkodliwe dla wszystkich mieszkańców Ziemi, zarówno bogatych, jak i biednych, a także dla samej planety i jej biologicznego życia. A jednak, mimo podejmowanych prób, procesu tego nie udaje się spowolnić. Wyrazem braku nad nim kontroli są nieodtwarzalne zniszczenia kolejnych fragmentów środowiska naszej planety, wzrost przestępstw i chorób cywilizacyjnych, toczące się wojny oraz budzenie się nacjonalizmów i ksenofobii.

Pędzący coraz szybciej prąd pieniędzy jest zagrożeniem dla całego globu gdyż, aby sprostać wymaganiom globalnego rynku zasilającego atraktory, ludzie muszą produkować coraz więcej, coraz bardziej nikomu niepotrzebnych rzeczy. I coraz częściej takie rzeczy wrzucać do śmietnika.

Taka jest strategia bezosobowego, w istocie, atraktora – choć siłę tę reprezentują konkretni ludzie, właściciele przedsiębiorstw, podejmujący określone decyzje, to prawdziwym podmiotem jest tutaj zbiorowa świadomość obywateli całego świata, znajdująca wyraz w systemach prawnych wszystkich krajów, połączonych w globalną wioskę. W dzisiejszej konstrukcji ekonomiki świata celem nadrzędnym tych wszystkich wysiłków jest ZASILANIE ATRAKTORA.

Konstatacją bowiem już jest, że to nie poszczególni ludzie, a światowy system prawny i ekonomiczny staje się na naszych oczach prawdziwym podmiotem gry gospodarczej. Jest on groźny zarówno dla bogatych, którzy nie potrafią kontrolować przyboru strumienia pieniędzy, który ich zalewa, jak i dla biednych, do jakich zalicza się Polska, skąd ku atraktorom z każdym rokiem będzie odpływać coraz więcej wypracowywanych pieniędzy.

W bogatych krajach, dysponujących najnowocześniejszymi technologiami, ludzie nie tylko nie pracują mniej niż dawniej, ale po pracy muszą też dużo czasu poświęcać na naukę, aby sprostać wymaganiom narzucanym przez obowiązujący etos pracy, a zwłaszcza przez stale rosnący poziom jej zorganizowania. Praca, podnoszenie kwalifikacji oraz niezbędny odpoczynek wypełniają przeciętnemu Japończykowi czy Amerykaninowi całe niemal życie. Gdzie w tym modelu jest zatem miejsce, aby z pożytkiem dla samego siebie konsumować produkowane w nadmiarze dobra materialne i kultury? Cierpką ironię tego pytania oddaje rozwój branży rozrywek, zwłaszcza telewizji, która globalnej wiosce oferuje setki atrakcyjnych programów. Efektem zderzenia zabieganego człowieka z tak bogatą ofertą jest zapping, czyli nerwowe przełączanie się z programu na program. Widz konsumuje w ten sposób wszystko i nic – żaden bowiem przekaz autorów programów nie zostaje odebrany w całości.

W tych warunkach rodzą się naturalne wątpliwości mieszkańców bogatych krajów, dotyczące sensu intensywnej pracy. Skoro maszyny są tak wydajne, a my tak świetnie zorganizowani i bogaci, to po co tyle pracujemy? – zastanawiają się coraz częściej ludzie tam mieszkający. Z porównań wynika bowiem, że znacznie mniej od współczesnego Japończyka czy Niemca pracował chłop pańszczyźniany pięćset lat temu, kiedy technologia była bardzo uboga. Komu zatem służy ten dzisiejszy pośpiech i nadprodukcja? Czy to znaczy, iż nadzieje wielu pokoleń pokładane w technologiach, nadzieje na wolność, równość i braterstwo, zostały rozwiane i pozostaje nam jedynie szalony, cywilizacyjny pęd ku niepohamowanemu wzrostowi?

Co ciekawe – i na pozór tylko paradoksalne – z analizy modeli naukowych wynika, że najwięcej wypracowywanej energii oddają atraktorom ci, którzy żyją w ich pobliżu, w najbogatszych krajach świata. Ich praca w dobrze zorganizowanych przedsiębiorstwach jest oszczędna i wydajna. Ludzie ci zarabiają dużo, ale wypracowują jeszcze więcej. Różnica odpływa ku atraktorom. Trudno to dostrzec okiem krytycznym, gdy jest się w środku systemu, gdyż „karmienie” atraktorów realizuje się poprzez najbardziej w bogatych krajach akceptowane zachowania społeczne: sumienną pracę oraz wysoką konsumpcję.

Ktoś, kto dużo zarabia, rzadko rozważa kwestię ekwiwalentności zapłaty za świadczoną pracę. Mało kto zastanawia się też, ile są warte towary, które kupuje. Ludzie zauważają jednak, że ich ceny jakoś nigdy nie maleją, mimo szalonego postępu w technologiach. Tłumaczy się to wzrostem jakości i inflacją. Tymczasem i tu suche liczby dają wiele do myślenia. Światowi ekonomiści szacują, iż na transport na duże odległości towarów i związane z tym potrzeby ich konserwowania, pakowania i mnożenia szczebli dystrybucji (bo tak daleko trzeba je wieźć) przeznacza się obecnie nawet 80% ich wartości.

Z punktu widzenia zdrowej, ludzkiej logiki, wożenie na przykład jabłek z Holandii do Polski to istny bezsens. Inaczej jednak ma się rzecz, oglądana z perspektywy atraktorów. Jest to perspektywa maksymalizowania wysiłku pracy, więc jeśli tylko uda się namówić ludzi na kupno jabłek holenderskich, pracę zdobędzie wioząca je firma transportowa, stacje benzynowe, celnicy i wiele innych podmiotów gospodarczych. Zaś za zarobione pieniądze wszyscy przecież i tak coś kupią. Zauważmy, że bogaci się na tym atraktor, ale ludzie i środowisko tracą. Ludzie marnują czas na pracę, która nie ma sensu społecznego, a środowisko degraduje się w wyniku rabunkowej gospodarki światowymi zasobami energii.

Szczególnym towarem, zajmującym coraz więcej miejsca w światowej wymianie handlowej, towarem, który nie psuje się, nic nie waży i przy dzisiejszej technologii łatwo i tanio daje się przemieszczać – jest informacja. Jest to z punktu widzenia interesów atraktora towar doskonały. Instrumentem jego spieniężenia jest prawo autorskie i patentowe, traktowane przez wszystkich twórców jak świętość nad świętościami. Kto bowiem z nielicznych polskich twórców, żyjących z wpływów za prawa autorskie, wykorzystane za granicą, zastanawia się, jak wygląda bilans prawa autorskiego w skali kraju lub świata? Co go to właściwie obchodzi, skoro jemu samemu służy ono znakomicie? Tymczasem prawo autorskie jest w dobie globalizacji jednym z najpotężniejszych narzędzi atraktora, bowiem myśl w coraz większym stopniu staje się towarem. Ot, choćby rynek oprogramowania. To niemal czysta informacja. (cdn.)

 

Krzysztof  Lewandowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*