Hipokryci i szalbierze. Idź na wybory! (2)

Na granicy progu wyborczego huśta się Konfederacja. Zbieranina ekscentryków i pragmatyków, jak Winnicki czy chociażby Bosak, postać tajemnicza, która pomimo młodego wieku otarła się o dużą politykę i z niejednego pieca chleb jadła; pytanie tylko – czy to samorodny talent czy kolejny wentyl bezpieczeństwa na „prawej stronie”. Konfederacja ma jednak małe szanse, by coś osiągnąć – biorąc  sobie za zły  omen obecność w jej szeregach JKM. Podział świata na „zły socjalizm” i „wolny rynek” jest wizją rzeczywistości, pociągającą tylko dla gimnazjalistów. Drugą bzdurą, którą głosi brydżysta znad Wisły jest ta, że kapitał  nie ma narodowości i wystarczy „wolny rynek”, a wszystko się samo ureguluje. Tiaaaa…

Korwin to wyrazista postać, ale niewybieralny jako polityk; człowiek, który doskonale nauczył się balansować na granicy poparcia społecznego, nie biorąc tak naprawdę żadnej odpowiedzialności za cokolwiek. Ten ekscentryk – może skalkulowany – doskonale wie, że po dziewiątej sensownej tezie należy palnąć totalne  głupstwo – aby, broń Boże, nikt rozsądny na niego nie zagłosował. Dlatego, mając czas antenowy, deklaruje w komercyjnych stacjach, iż gdy tylko dojdzie do władzy, to pierwsze co zrobi, to zlikwiduje państwową służbę zdrowia. Sukces murowany! Za przykład podaje całkowicie prywatny sektor opieki medycznej dla zwierząt domowych, czyli weterynarzy. Nie biorąc pod uwagę oczywiście, że psy nie jeżdżą chociażby samochodami, a interwencja karetki pogotowia w czasie wypadku to często – wraz z ratownictwem medycznym – dziesiątki tysięcy złotych.

I o ile Grzegorz Braun, będący jedną z twarzy Konfederacji, wydaje się być bardziej powściągliwy merytorycznie, to jednak też nie potrafi sobie odpuścić deklaracji w mediach, że jest za tym, by leczyć homoseksualistów… Szczęść Boże! Do tego dochodzi Kaja Godek z zaostrzaniem ustawy antyaborcyjnej, na co nie ma zgody zdecydowanej większości społeczeństwa. A kto się chce zajmować polityką w takim wymiarze, musi słuchać speców od PR, patrzeć na statystyki i obserwować nastroje społeczne. Jeżeli publicyści, działacze społeczni i aktywiści chcą się pchać do brudnej polityki, to muszą to zaakceptować. Takie są zasady. Amen.

Kukiz, który już jakiś czas temu utonął w sondażach, a szeregi jego ugrupowania zostały zdziesiątkowane przez wewnętrzne konflikty, ułożył się z największą kurtyzaną (a raczej jej cieniem) po-okrągłostołowej transformacji – PSL-em. I co najzabawniejsze, nie widzi w tym problemu. W kontekście jego dotychczasowej drogi politycznej – masy mocnych oraz dobitnych deklaracji „anty-systemowca”, to coś gorszego od politycznego samobójstwa. W jakimś sensie Kukiz stracił  wiarygodność jako człowiek, tak po ludzku. Charyzmatyczny przywódca przedzierzgnął się w zdezorientowanego młokosa, potrąconego przez polityczny walec. Wydawało się, iż zgromadził wokół siebie ludzi, którzy jako jedni z nielicznych wychodzili na mównicę sejmową, mając coś sensownego do przekazania. A przecież jedynym – i tylko jedynym – powodem, dla którego PSL nie mógł stanąć w jednym szeregu z resztą proniemieckiego i „postępowego” tałatajstwa, były kwestie światopoglądowe. Partyjnym aparatczykom spod szyldu „ludowców” nie przeszkadzałby nepotyzm, łapówkarstwo i każde zaprzaństwo, jednak dla elektoratu „chłopa” tęczowa flaga to już za wiele. Kosiniak-Kamysz na granicy śmierci klinicznej swojego ugrupowania będzie się chwytał każdego aliansu, by przetrwać. Obok mentalności prostytutki jest w wychowankach Pawlaka jeszcze instynkt insekta. Każdy, kto miał do czynienia z pchłami czy wszami wie, jak zdeterminowanie są to stworzenia – by żyć i trwać.

Gdzieś tam w „Szczujni1”  czy też „Szczujni2”  były poseł Kukiz ‘15 dyskutuje z kimś z Lewicy Razem – czy jak to się tam nazywa. Sprawy ważkie. Człowiek zmienia klimat. I my jako Polska, Polacy musimy jak najszybciej stanąć do walki z tym zagrożeniem, co w domyśle oznacza jak najszybsze zamknięcie kopalni i przejście na „ekologiczne” źródła energii, takie jak elektrownie wodne, wiatrowe i fotowoltaikę. Pan poseł  „z lewa” nie zna się ani na fizyce ani na matematyce, nie mówiąc już o czymś takim jak bilans energetyczny czy zapotrzebowanie na energię. Spełnia natomiast postulaty Pani Katarzyny Lubnauer, czyli jest głosem swojego pokolenia; ignorantem i karierowiczem, który wiedzę czerpie z propagandowych gazetek wydawanych przez Niemców (a i też światowy korporacjonizm) dla Polaków (o ironio, historia się  powtarza, z tą tyko różnicą, że pomiędzy 1939 a 1945 nikt na serio nie traktował w Polsce propagandowej prasy niemieckiej). Tak czy owak w latach 70. straszono globalnym zlodowaceniem, później przyszła moda na „dziurę ozonową” – którą to robią dezodoranty, a teraz mamy „globalne ocieplenie”.

A wystarczy pójść do Muzeum Archeologicznego w Krakowie na stałą ekspozycję, poświęconą obecności i osadnictwu człowieka na terenach obecnej Małopolski, aby się przekonać, jak bardzo zmieniał się klimat na przestrzeni tylko ostatnich 20 tys. lat. To, iż człowiek nie ma prawie żadnego wpływu na zmiany klimatyczne, to pewnik, podobnie jak to, że są aspekty jego działalności na Ziemi potwornie destrukcyjne. Jednak wielkie korporacje i chciwi bankierzy z Wall Strett wolą wmawiać społeczeństwom, ustami niedouczonych aktywistów i politycznych prostytutek, iż to właśnie polski węgiel jest największym zagrożeniem dla Ziemi. To nie wojny, pochłaniające miliony ofiar – toczone przez USA, bieda, głód i nędza, inicjowane przez chciwych i bezwzględnych finansistów są podstawowym problemem naszego domu czyli Ziemi… ale polskie górnictwo. To tak na marginesie.

Na pewno zwycięstwo – mniejsze lub większe – należy do PIS. Partia posiada już od czterech lat swoją tubę propagandową w postaci TVP. Kto pamięta telewizję z czasów Gierka i Kronikę Filmową, puszczaną przed każdym filmem w kinie, temu na pewno łezka w oku się kręci. Ot, czar wspomnień. W symbiozie z PiS-em żyją też inne medialne marki, takie jak Telewizja Republika, Radio Wnet, Gazeta Polska czy WSieci. Wszystko idzie tam gładko i wspaniale, a PiS buduje silne  oraz  niezależne Państwo. Płace idą w górę, premier pokazuje słupki wzrostów i przyrostów. Nikomu nie przeszkadza powszechny nepotyzm i partyjniactwo, ani to, że lepsza koniunktura na rynku pracy nie jest w żadnym, ale to żadnym stopniu zasługą PiS-u, a jedynie wynikiem ogromnego odpływu polskich pracowników na zachodnie rynki pracy. Nie ma komu pracować, więc w końcu „polski byznes” (a i korporacje), aby mieć jakiekolwiek ręce do pracy zmuszony został dzieleniem się zyskiem z pracownikiem w nieco większym stopniu. Ach, to już nie cudowne lata 90., gdzie pracownik był niemal zwierzęciem gospodarskim lub chłopem pańszczyźnianym za kilkaset złotych. PiS jednak nie robi niczego, ani nie zrobi niczego, by zachęcić Polaków do powrotu z emigracji. A myślę, że wielu by chciało. Receptą partii Jarosława Kaczyńskiego na deficyt rąk do pracy są oczywiście Ukraińcy, sprowadzani tu masowo w ramach rozcieńczania narodu, zgodnie z planami tych, których to służby pozwoliły PiS-owi wygrać ostatnie wybory. (Cdn.)

 

Włóczykij

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*