Entropia 12

Święta rodzina

            Szły święta wielkanocne. Bujaliśmy się z Hanką już kilka miesięcy. Czas mijał wesoło. Drukowałem okładkę i ilustracje do mojej książki, projektu Hanki. W jej pracach był urok dziewczęcej świeżości. Jak i w niej samej. Niekiedy. Hanka przyjeżdżała późno w nocy do firmy przygotowującej blachy offsetowe. Przywoziła racuszki. Kanapeczki. Sałatki. Na miejscu poprawiała projekt. Pierwsze arkusze wyszły spod Romayora. Hania znowu przyjechała do drukarni z plackami.

            “Uf,” wykrakała “ostatnie szlify. Teraz wreszcie nie będziemy mieli więcej po co się spotykać!”

            Umówiliśmy się niezobowiązująco na świąteczny bankiet. Miała rano przyjechać, byśmy pojechali na rynek po zakupy. Zamiast tego napisała maila, że ma urwanie głowy, bo robi świąteczne porządki.

            “Jak to, kurwa?!” oburzyłem się. “Umawialiśmy się przecież.”

            “Znajdę czas po południu. Teraz mam zajęcia. Mamunia chciała, żebym zrobiła porządki.”

            “Mieliśmy zrobić na rynku zakupy. To nie jest Tesco czynne całą dobę. Gdybyś nie brała od mamuni ciągle kasy na benzynkę, żeby jeździć w tę i z powrotem kilka razy dziennie załatwiać jakieś fikcyjne interesy, toby nie miała argumentu, żeby cię zapędzać do porządkowych robótek.”

            “Sama chcę posprzątać. Taki mamy zwyczaj, że sprzątamy zawsze przed świętami mieszkanie, gdy mają przyjść goście.”

            “Jacy goście i co to za impreza, na którą ja nie zostałem zaproszony?”

            “Z rodziną, intymne przyjęcie. Nie przychodzą na nie nigdy nawet żadni narzeczeni czy chłopacy.”

            “Ta, a ciekawe, że z chujem Błażejem wybrałaś się na tropikalny rajd aż do Azji świętować klanowe wesele.”

            “Nie traktowaliśmy tego wtedy w ten sposób. To była dla nas zwykła rozrywka.”

            “A nie uważasz, że nabraliście kogoś w ten sposób? Bo dla nich to nie była rozrywka, tylko wydarzenie rodzinno-religijne właśnie. Dokładnie takie jak to, na które mnie nie zapraszasz. To znaczy: z jakimś lujem, który jest pojebem, jedziesz na drugi koniec globu fetować zlot kumotrów, a mnie tak traktujesz? Zaraz, Hanka, a czy ty nie rzuciłaś Błażeja, bo był nazbyt rodzinny? Od kiedy ty jesteś taka familijna? I jeszcze jedno. Czy ty w ogóle zapłaciłaś za tę egzotyczną podróż. Samolot ze cztery tysie. Hotele.”

            “Już nie martw się tak o Błażeja. Oddałam mu połowę za bilet.”

            Prasa donosiła w tym czasie o zwiększonej aktywności wojsk Korei Północnej na granicy z Południową. Kim Ir Sen – najprzystojniejszy przywódca na świecie – zapowiadał, że szykuje się do zbombardowania atomem Los Angeles. Robert De Niro poważnie zaczął się zastanawiać nad powrotem na Sycylię. Ja poczułem ulgę na myśl, że zaraz, wreszcie się to wszystko skończy. Klasa robotnicza, doprowadzona do granic rozpaczy, nareszcie dokona ostatecznej rozprawy z kapitałem. Moja narzeczona nie mogła pojąć, o co dokładnie mi chodzi. Że jak, że jakieś losy świata? Ona działa na swoją mikroskalę. Nie potrzebuje się zapuszczać w rejony przerastające zasięg jej bezpośredniego oddziaływania. Nie obchodzi jej to.

            “Widzisz, Hanka, Žižek wspomina o dwóch typach psychologicznych. Jeden z nich to histeryczka: ona uważa, że nic nie leży w zasięgu jej oddziaływania – to ty. Drugi to maniak: w jego przekonaniu ma on władzę na uniwersum – to ja.”

            Chciałem ją tym rozśmieszyć. Najwidoczniej przegiąłem. Na odwet nie musiałem długo czekać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*