Entropia 11

Babcia

 

            Babcia odchodziła powoli. Ale i tak prawie się nie zorientowałem, kiedy ostatecznie się rozwiała. Gdy ostatni raz widzieliśmy z Hanką babcię względnie zdrową, wkurwiła się na mnie. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że ma raka. Dochodziła do siebie po złamaniu nogi. Zaproponowała nam zupę. Przyniosłem Hance miseczkę. Kiedy wzięła pierwszą łyżkę, okazało się, że dałem jej taką do sosów, jak widelec, którą nie można było nic nabrać. Takie żarty z babcią to była moja specjalność. Poruszała się po mieszkaniu z balkonikiem. Wstawiła kluski na drugie danie. Chodziła ciągle sprawdzać, obijając się tym balkonikiem o boazerię, czy już się ugotowały. Zaproponowałem, że ja pójdę. Wkurzyła się wtedy. Ja się obraziłem i wyszliśmy z Hanką, nic nie jedząc.

            Siedziałem u siebie i czytałem książkę o Godardzie, będącą niegdyś własnością ojca Hanki. Brzęknął telefon z SMS-em. Co tam ona znowu chce, pomyślałem z uśmiechem o mojej narzeczonej. To była jednak matka. Wysyłała wiadomość, żebym lepiej przyjechał, bo z babcią jest źle. Wyszła ze szpitala i była już wtedy u siebie w domu, na Nowskiej. Wskoczyłem na rower. Po drodze odsuwałem od siebie myśl, że po raz ostatni przemierzam tę drogę, którą przyzwyczaiłem się pokonywać co niedziela. Wszedłem do mieszkania. Zobaczyłem z daleka, jak leży nieruchoma, z ustami rozchylonymi. Nie żyje, nie zdążyłem przyjechać i powstrzymać agonii mocą moich szamańskich zdolności, przestraszyłem się. Ale nie. Poruszyła ustami. Wszedłem do pokoju. Władek, jej młodszy brat, trzymał ją za rękę. Wlewał jej rumianek łyżeczką do ust. Napój rzęził w gardle. Oddychała z trudem. Chwyciłem babcię za rękę. Tylko poruszała oczami. Rozglądała się. Spoglądała na mnie. Trudno mi było znosić aromat nadchodzącej śmierci. Wtedy zadzwoniła Hanka. Odszedłem do kuchni. Hanka próbowała pomagać. Uruchomiła rodzinne koneksje znajomych ordynatorów, którzy jednak okazali się bezradni.Pytlowała, że nasz znajomy, Ostry, pracuje nad stroną internetową dla naszego wydawnictwa. Gdy wróciłem, babcia przestała się męczyć. Uspokoiła się. Ucieszyłem się. Wtedy nagle jej głowa zaczęła maleć. Poruszała nią w panice. Nie widziała już niczego. Głowa jakby na moich oczach zmieniała kształt. Chwyciłem babcię za rękę. Chciałem powiedzieć, że ją kocham, ale pomyślałem, że to głupie. Przekazałem jej tę myśl telepatycznie. Matka stała obok i powiedziała, że babcia umiera. Skąd ona to wiedziała? I wtedy nagle oczy babci stały się szkliste. Widziałem takie oczy u jednego mojego kota, którego przejechał samochód. Naraz świadomość z nich odpłynęła. Matka powiedziała, że babcia umarła. Zamknęła jej oczy. Ale babcia je otworzyła. Ręka, którą trzymałem, drgnęła. Ostatni raz. I co, kurwa? To nie tak miało być. To powinno być jakoś ładniej, później, dostojniej. W tym powinna być tajemnica. Wzruszenie. Nieodwołalność. Ale moja babka nie była osobą nieodwołalną. Ona nie brała prawie w ogóle pod uwagę śmierci. Zaskoczyła ją. Zdziwiła. I ja tak samo stałem zdziwiony. Zaskoczony. Nie mogłem uwierzyć. Zadzwonił dzwonek. W drzwiach stanęła Hanka. Zdezorientowana, co się dzieje. Matka nie poznała jej. Powiedziała – myśląc w pierwszej chwili, że to pielęgniarka z kroplówką – że już za późno. Zapalono świecę. Zasłonięto lustro ścierką. Hanka przyniosła ze sobą mały śliczny kwiatek w doniczce. Myślała, że sprawi tym babci przyjemność. Ładnie wyglądał obok świeczki. Twarz babki uspokoiła się. Uśmiechała się. Poszliśmy z Hanką do kuchni. Pokazałem jej koziołek do robienia naleśników, jaki zrobiliśmy z dziadkiem ze świerka na działce, kiedy byłem mały. Hanka przytuliła się do mnie. Oparła mi głowę na ramieniu.

Moja babka, której agonię i śmierć obserwowałem, będąc przy niej, z taką obojętnością! O, gdybym, kiedy skończę moje dzieło, mógł za pokutę cierpieć przez długie godziny śmiertelne rany, w absolutnym opuszczeniu, póki bym nie skonał!

Marcel

 

            Matka zamówiła firmę pogrzebową. Przyjechali dwaj rośli panowie. Na granatowych polarach mieli wygrawerowany emblemat: Skrzydlewska. Popatrzyli na szable, ryngrafy i skóry dzikich zwierząt wiszące nad łóżkiem na ścianie. Zapięli ekspres plastikowego worka i pojechali. Sometimes you eat the bear, sometimes the bear eats you.

 

2 komentarze do “Entropia 11

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*